No i właśnie te przełomowe momenty, gdy dziecku, w tym wypadku synowi, już bliżej do dorosłości, niż do dziecka. Kiedy robi się samodzielny i owszem jeszcze te kilka lat trzeba przy nim być, ale już trochę na odległość, bo i on już nie potrzebuje, by matka ciągle się wtrącała.
Teraz to czas końca podstawówki, gdy egzaminy, wybór szkoły. To, że Kaj chce sam zostać po szkole, sam pójść gdzieś z kolegami i sam pojechać, i wrócić, i też nie chce o wszystkim mówić. Żeby tak zaraz wszystko opowiadać, jak to w zwyczaju mają 5-latki: co zobaczył, gdzie był, z kim i co myśli. To już nie ten czas. To 15 lat, czyli tajemnice, powściągliwość, bunt, bo zaznaczanie swojego ja, odrębność.
Dla nas matek to mega trudny czas, bo boimy się żeby syn, który już wyższy od nas, nie wpadł w złe towarzystwo, nie zszedł na złą drogę, nie pogubił się, nie padł ofiarą (na różne sposoby).
Kategoria: Dzieci
Genzie
W tym roku miałam wybór, ale tak naprawdę nie miałam wyboru. Dlaczego? Po prostu nie zapisałam w kalendarzu swojego własnego wydarzenia czyli koncertu Chóru Melomana, w którym śpiewam w NFMie.
Natomiast obiecałam Brzoskwini, że pójdę z nią i jej przyjaciółką na koncert Genzie. Obiecałam, bo nie miał kto iść tak naprawdę, a ona bardzo chciała. Gdy okazało się, że to ten sam dzień i godziny, było pozamiatane. Moje niedopatrzenie. Trudno. Decyzja, idę z Brzoskwinią.
Oczywiście nic nie wiedziałam o Genzie poza tym, że nastolatki za nimi szaleją i że to grupa młodych influencerów, nawet nie wiedziałam na ile oni śpiewają i jak.
No ale nie będę marudzić, chcę wspierać, a bez dorosłego nie pójdą, to impreza z tych, co to gigantyczne kolejki do wejścia i bardzo dużo publiczności i głośno, no i w Hali Stulecia. Chciałam też z nimi pójść po to, by Brzoskwinia nie czuła się lekceważona, ani też nie czuła, że zakazuję jej czegoś. Po prostu wiedziałam, co dla niej ważne i pamiętam jak w jej wieku dla mnie ważne rzeczy były tak bardzo ważne, że traktowałam je emocjonalnie. Prawo nastolatków.
Z kolei ważną rzeczą dla mnie jest śpiewanie i Chór Melomana , no i koncert finałowy na głównej scenie NFM-u w czerwcową niedzielę. Ale już w dwóch takich koncertach brałam udział i oczywiście natychmiast pogodziłam się z tym, że w tym roku odpuszczę, chciałam przecież dziecku dotrzymać obietnicy. No i też miałam ochotę zobaczyć co się jej podoba.
Nie będę czekać na Godota…
Dawno mnie tu nie było i nie wiem od czego zacząć. Dlatego zacznę od miejsca, w którym dziś jestem, w myśl tu i teraz oraz w myśl tego, by nie stać w miejscu. Nie zamierzam czekać na Godota.
Wrzesień zaczął mi się bardzo poetycko intensywnie, w zasadzie zawsze od wielu lat mi się tak zaczyna, bo jeżdżę na Festiwal „Biała Lokomotywa” do Aleksandrowa Kujawskiego, a właściwie Łazieńca, prowadzę tam Slam poetycki i zwykle spotkanie z jakimś poetą, czy pisarzem. Poza tym jedziemy tam najczęściej dużą ekipą z młodzieżą tworzącą poezję. Bardzo dobry potrzebny czas, potem oczywiście powrót do pracy, pora zareklamować Hurtownię dla młodych, uczniów pierwszych klas i nie tylko, zaczęłam też cykl warsztatów poetyckich dla każdego i prowadzę je raz w miesiącu w Macondo. W głowie projekty i spektakle, które gotowe do wystawienia, powtórzenia, no i nowa edycja Złotego Kartonu.
Tyle wszystkiego, że nie pisałam tutaj z premedytacją, nawet prawie zawaliłam z opłaceniem domeny na czas, ale już ok i nie stracę adresu ani miejsca 😉
Jagódki, jagódki…
Nawet w wakacje, mając dzieci, trzeba myśleć żeby je odciągać od mediów, komórek, komputerów. Wyjazdowo, czy na miejscu. Nie jest łatwo, ale każdy pretekst jest dobry. A przecież wokół każdego z nas jest jakiś las.
Czemu by nie jechać na jagody. Nam się udało, bo znamy kogoś, kto wie, gdzie są jagody i jest ich dużo, ale pewnie w każdym lesie da się znaleźć. Nie marudźcie więc, nie tkwijcie w miejscu, tylko ruszcie się do lasu, choćby najpierw w poszukiwaniu jagód.
Poszukajcie, dzieci umieją zbierać jagody i znajdować, a oprócz tego robaczki i inne cuda natury jak ten liść.
Koronkowa robota 🙂
Za głośno? A nawet jeśli, to przecież razem!
Głośniej się nie da?” to sztuka o tym jak ważna jest kreatywność, kompromis i bycie razem. Także o tym jak można, będąc razem, sobie pomagać, mimo że w pierwszej chwili nam się wydaje, że każdy obok przeszkadza, że domownik to wróg, to ktoś, kto tylko robi zamach na nasz spokój, twórczość, prywatność. Ale jeszcze i o tym, że zamiast skupiać się na obwinianiu siebie lub innych za porażkę, czy katastrofę, trzeba zacząć myśleć i działać, patrzeć do przodu, a nie wstecz.
Warto pójść na to przedstawienie, by zrozumieć jak przekuwać porażkę na sukces, że na porażce świat się nie kończy i zrozumieć też, że nie zawsze sami umiemy to odkryć, dlatego potrzebni są inni i zaufanie do nich, czasem nawet kredyt zaufania.
Dla jednej sceny, jednej postaci ale jakiej – warto pójść na film!
Wybitnie filmowy się ten blog w ferie zrobił, ale nie będę z tym walczyć. Myślałam, że już nie będę opisywać filmu, ale poszliśmy w ramach tych ferii w Nowych Horyzontach na film dla dzieci. Brzoskwinia stwierdziła, że nie chce jednak iść, bo wszystkie filmy są takie same. Wszystkie poza Bell. Ok, szanuję, nawet jeśli powód niechęci pójścia do kina jest naprawdę inny.
W każdym razie nagle światło moich myśli padło na syna, który jest starszy przecież i, jakoś tak nie myślałam o nim, bo może filmy animowane to nie dla niego… Hmm, nie wiem skąd we mnie takie przekonanie, może dlatego, że Kaj wydaje mi się ostatnio taki „dorosły”, oczywiście zewnętrznie tylko, nie emocjonalnie i dojrzałością. W każdym razie odmowa Brzoskwini pozwoliła mi popatrzeć inaczej na Kaja i zaproponować kino jemu, a skoro bez siostry, to nie tylko ze mną. Nie mam sumienia po raz kolejny proponować tak dużemu synowi tylko swojego towarzystwa, to żadna atrakcja 😉 i w ogóle, więc czemu nie z kolegą. No i kolega też chętny, równie „dorosły” już co Kaj, na wygląd.
Przypomniałam też sobie, że, skoro bajki też niosą dużo treści dla nas dorosłych, to i dla nastolatków przecież też.
Poszliśmy na film „Kot w butach: Ostatnie życzenie”.
To ten kot ze Shreka, zawadiaka, jak piszą w zapowiedziach. Oj tak, to mnie zresztą przekonywało, że starsze dzieciaki nie będą się nudzić.
Nie pozwól, by Twój mężczyzna Cię w tym wyręczał ;) – post nie tylko dla kobiet
Czy czujecie czasem, że są rzeczy w życiu, których byście nie zrobiły, gdyby
nie Wasze dzieci? Bo niby się poświęcacie, np. wolałybyście posiedzieć w domu z książką, porobić to, na co zawsze brakuje czasu, obejrzeć film w telewizji, pójść na spacer, odpocząć od dzieci ale poświęcacie się, bo dzieci chcą iść na basen albo na łyżwy, grać w nowa planszówkę.
Wrażenia zbieram jak grzyby po deszczu, a potem układam z nich taki wpis
Tak się jakoś składa, że, jeśli nie mam ochoty pisać, nie mam humoru lub jestem zajęta, to nie robię tego na siłę. Zwłaszcza, jeśli nie czuję, że coś sensownego mogłabym komuś przekazać. Nie na ściemie świat polega, a przynajmniej mój świat. I tego się będę trzymać, więc jak zauważacie przestoje na blogu, to po prostu czekajcie. W końcu się doczekacie 😉
Musiało się poskładać kilka rzeczy, spraw, wizji i działań, a nawet pustych dni, by powstała przestrzeń na nowy wpis.
Parę dni temu spotkałam po drodze z pracy zgubiony skrawek czegoś z takim napisem, zauważyłam go, więc skoro ja go miałam szczęście zauważyć, to chciałabym żebyście i Wy mieli takie szczęście, może komuś się dziś przydadzą te słowa 🙂
Ciasto francuskie + budyń
Wakacje, cudowne wakacje, w czasie których inna przestrzeń i inny czas ale dla mnie to trochę dzikość i niezależność, a jak zależność to taka, która mi odpowiada. Albo taka, którą jestem w stanie sobie wytłumaczyć.
Gdy na wakacjach mam pod ręką piekarnik i inne sprzęty, które bardziej mi się przydają niż to, że ktoś mi poda wszystko pod nos, to jest super, więc może tak ciasto?
Moje dzieciaki przyjeżdżając nad morze do wynajętego domku od razu pytały mnie nie gdzie pójdziemy na obiad, tylko co ugotujemy, albo czy zrobię tiramisu, no akurat nie było potrzebnego sprzętu, ale teraz znowu jest, więc tym razem ciasto budyniowe, na maksa łatwe i leniwe 😉
Koty w kawiarni
Wiecie, że już otworzyli kawiarnie? Już nie tylko na wynos, można wreszcie posiedzieć. Spokojnie podelektować się chwilą. A już na pewno bardzo kuszą i mają ogromny sens kawiarnie typu Parrot Caffee, gdzie żywe papugi albo jak Kot Cafe. O tej ostatniej słyszałam już dawno , a na dodatek często koło niej przechodzę, widząc w witrynach wylegujące się koty. Ale jakoś nie było, jak dotąd, okazji wejść. No ale w końcu dzieciaki bardzo chciały tam pójść i to było to. Wspaniałe miejsce, koty rządzą, chodzą sobie gdzie chcą i można je głaskać, patrzeć, uspokajać się widokiem tych pięknych zwierząt.
Czytaj dalej „Koty w kawiarni”