Blog · Dzieci

Nie będę czekać na Godota…

Dawno mnie tu nie było i nie wiem od czego zacząć. Dlatego zacznę od miejsca, w którym dziś jestem, w myśl tu i teraz oraz w myśl tego, by nie stać w miejscu. Nie zamierzam czekać na Godota.
Wrzesień zaczął mi się bardzo poetycko intensywnie, w zasadzie zawsze od wielu lat mi się tak zaczyna, bo jeżdżę na Festiwal “Biała Lokomotywa” do Aleksandrowa Kujawskiego, a właściwie Łazieńca, prowadzę tam Slam poetycki i zwykle spotkanie z jakimś poetą, czy pisarzem. Poza tym jedziemy tam najczęściej dużą ekipą z młodzieżą tworzącą poezję. Bardzo dobry potrzebny czas, potem oczywiście powrót do pracy, pora zareklamować Hurtownię dla młodych, uczniów pierwszych klas i nie tylko, zaczęłam też cykl warsztatów poetyckich dla każdego i prowadzę je raz w miesiącu w Macondo. W głowie projekty i spektakle, które gotowe do wystawienia, powtórzenia, no i nowa edycja Złotego Kartonu.

Tyle wszystkiego, że nie pisałam tutaj z premedytacją, nawet prawie zawaliłam z opłaceniem domeny na czas, ale już ok i nie stracę adresu ani miejsca 😉


Widać, kiedy wpadam na maksa w działania, to pisanie musi poczekać.
Dzisiejszy wpis pomógł mi wyklarować ojciec Szustak, który często mówi mądre rzeczy, dziś powiedział to, co chętnie sama bym powiedziała, więc tylko go podlinkuję


No to zaczynam, kiedyś opowiem Wam jeszcze o czymś co było, gdy mnie tu nie było, tymczasem to, co jest teraz dziś. Dziś postanowiłam podarować coś dzieciom. U mnie jedno działanie nakręca drugie i myśl rodzi myśl, więc czemu nie wykorzystać czegoś po coś. Brzoskwinia od jakiegoś czasu poszukuje nowych dań, które robi sama, ostatnio zakręciła się na punkcie Szakszuki. Potrafi zrobić od początku do końca sama, no ale zwykle robi to tylko dla siebie, pierwszy raz, gdy robiła, zrobiła dla wszystkich. A dziś powiedziała rano żebym jej zostawiła pomidory do tego, ja na to, że nie ma tylu pomidorów, trzeba kupić. Od razu też pomyślałam, no dobra, ja pójdę do sklepu i kupię wszystko, co jest potrzebne i jeszcze umyję jej patelnię i powiedziałam żeby w takim razie zrobiła i dla mnie. W końcu dostarczę jej produkty, a ja i tak mam robotę, bo muszę większe zakupy, jak to w sobotę, prania, zmywanie, sprzątanie. Automatycznie pomyślałam o Kaju, który niestety bezustannie gra na komputerze, że czas go ruszyć. Skoro nie wymagałam od Brzoskwini, by robiła jedzenie dla wszystkich to teraz kolej Kaja na przygotowanie posiłku. Przede wszystkim, gdy wróciłam ze sklepu to musiał rozpakować i rozłożyć wszystko. W końcu wszyscy mieszkamy tutaj i każdy powinien coś zrobić. No a potem powiedziałam, że skoro ja robię tyle rzeczy, a ojciec też ma na ten dzień wyznaczoną naprawę czegoś ze sprzętów domowych i jeszcze musi pojechać po części i też będzie głodny, więc zadaniem Kaja jest zrobienie dla nich dwóch porządnej jajecznicy.

Myślę, że podarowałam dzieciom, co mogłam najcenniejszego, bo ich nie wyręczam, uczę pomocy, wzajemności, empatii, zadbania o drugą osobę, odpowiedzialności, sprawiedliwości, no i też gotowania.

Można sobie wypruwać żyły i wyręczać dzieci, a można też nauczyć je pomagania i zauważania tego, że trzeba pomóc.
Jasne, że trzeba walczyć z niechęcią i buntem, ale uważam, że warto.

Tak wyglądała szakszuka Brzoskwini, przepis znajdziecie na Kwestii smaku.

A nas czeka jeszcze składanie i wieszanie prania dzisiaj a potem chillout.
Miłego dnia!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *