Blog · Dzieci · Wiersze

Ciotka Dżasta w Londynie

Czasem tak jest, że w danym momencie najważniejsze jest to, co innym się wydaje niekonieczne, niepotrzebne, a nawet nie w porę. Ty jednak czujesz, że to jest dla Ciebie najlepsze, a nawet czasem bardziej dla innych.
Tak było z naszą wycieczką do Londynu. To był babski wypad. Udało się ogarnąć tanie loty w obie strony w czasie, który był dla naszej całej czwórki najbardziej optymalny. Przed końcem roku szkolnego, gdy już lekcje konkretne to tylko mit. Hotel jakimś cudem też udało się zarezerwować w dość dobrej lokalizacji i niedrogo.
Już na wstępie podróży postanowiłyśmy się nie przejmować tym, że samolot ma godzinę opóźnienia, a my mamy kupiony bilet na autobus z lotniska na konkretną godzinę, że zmieniają nam bramkę na ostatnią chwilę. Potem okazało się, że fajnie że mamy bilet na autobus i nieważne że godzinę wcześniej. Po prostu weszłyśmy. Lepiej okazuje się mieć bilet nie na tę godzinę, niż go nie mieć, bo Ci co zostali w kolejce, nie weszli.

Potem. Jeszcze tylko dojazd metrem i już byliśmy w hotelu. Od metra do hotelu było bardzo blisko.

Czytaj dalej „Ciotka Dżasta w Londynie”
Blog · Mikro i makrowyprawy

Byłam wczoraj na meczu Igi Świątek!

Tak naprawdę byłam w teatrze na premierze „French Open”. Rekonstrukcji meczu Igi Świątek z Naomi Osaką. Teatr Pantomimy im. Henryka Tomaszewskiego we Wrocławiu rzeczywiście, tak jak to zostało powiedziane po spektaklu, przekroczył granice performansu. To był mecz, były trybuny, komentator, sędziowie, zawodniczki, były przerwy. Można było wychodzić, kupować popcorn, wodę i wracać. Jak na meczu.

Czytaj dalej „Byłam wczoraj na meczu Igi Świątek!”
Blog · Przeczytane

Festiwal Silesius wybiórczo, bo literatura się toczy równolegle i nie zawsze na salonach

Mamy taki festiwal międzynarodowy we Wrocławiu. I nawet on, mimo że ma dobrą reklamę, nagłośnienie, dobrą miejscówkę nawet, jest niszą. Nie oszukujmy się. Bo to poezja, a większość ludzi się jej boi, nie dotyka, bo zwyczajnie ulegają stereotypom. I też trochę się im nie chce. A przecież to forma dla leniwych można by rzec, w sumie najkrótsza forma wypowiedzi literackiej. Może taką być. Bo są i długie teksty poetyckie.
Często to forma terapeutyczna wypowiedzi literackiej. Poza tym wszystkim, że wiersze mają określone formy, środki stylistyczne i nie mówią wprost, to świetna rzecz do czytania w przelocie, do pisania na kolanie, do wyrzucenia z siebie frustracji, wściekłości, do uspokojenia się, do zatrzymania jak przed muralem, obrazem. Można nawet komuś pięknie literacko dosrać, nie mówiąc wprost. Można odreagować, rozliczyć się z kimś, wszystko można.
Ale dość już tej mojej paplaniny.
To ma być wpis o tym, co przed chwilą.

Czytaj dalej „Festiwal Silesius wybiórczo, bo literatura się toczy równolegle i nie zawsze na salonach”
Blog

Jak zwykle czegoś nie ogarniam czyli taki trochę szczyt boomerstwa i robienie tego wszystkiego czego przecież nikt nie robi.

Od jakiegoś czasu tańczę i się nagrywam, pewnie, że cieszy mnie to, że potem to pokazuję i Wam się podoba, ale nie zawsze chodzi o te lajki, tylko też o mobilizację i pretekst do wyjścia, czyli o życie.
Bo wiecie jak to jest, jak się nie ma powodu, a doskwiera smutek, to się nie chce wcale z domu wychodzić i się zostaje w takim dole. A jak się ma mega ważny powód, bo się chce nagrać coś na youtube, na przykład czytanie fragmentu książki, wiersz, zaproszenie na warsztaty, albo właśnie taniec, to się to robi i już.

Serio więc nie chodzi mi o to, by pokazywać i się chwalić czymś tam, np. nowym wierszem, tylko chodzi o tę mobilizację i pretekst. Mam powód, jest ważny, trzeba się ubrać, pomalować, wyjść, poszukać ładnej scenerii i to zrobić, nagrać. A potem wrzucić na YT.

Czytaj dalej „Jak zwykle czegoś nie ogarniam czyli taki trochę szczyt boomerstwa i robienie tego wszystkiego czego przecież nikt nie robi.”
Blog

Dlaczego asertywności uczą nas sytuacje, kiedy nie o siebie musimy zadbać, tylko o innych.

To tylko pytanie retoryczne, które spróbuję rozwinąć w tym wpisie.

Dawno tu nie pisałam, bo nie było czasu ale i też potrzeby, a ja nie będę się zmuszać, ani pisać na siłę, żeby tylko było coś w social mediach. Zastanawiałam się czy do kolejnego wpisu przekona mnie coś olśniewającego,
na przykład jakiś super film, ekstra książka, wycieczka, czy przepis kulinarny. Aż w końcu kolejność zdarzeń spowodowała, że poczułam nagłą palącą potrzebę pisania z o wiele ważniejszego powodu, przepracowania czegoś życiowo, społecznie, nauczenia się czegoś.

Jest trochę na świecie nas – osób, które nie lubią konfliktów, wolą przemilczeć niż walczyć, są gotowe stwierdzić, „a może przesadzam” i siedzieć cicho. Nie umiemy stawiać granic, bo się nam te granice kojarzą z czymś
niemiłym dla innych. Wolimy więc sobie dać wejść na głowę, byle tylko nie urazić nikogo.
A wiecie, co dzieje się w tym czasie, gdy my milczymy? Osoba, która przekracza nasze granice, uczy się, że może tak działać i jest bezkarna, uczy się, że granic nie ma i można z butami włazić kiedy się chce i jak się chce na teren
drugiej osoby bez pytania. Swoją biernością uczymy tę osobę złych zachowań, które będzie ćwiczyła w życiu nie tylko na nas, ale też na innych, być może słabszych od nas.

Jeśli widzą to inni: jej szkodliwe zachowanie i nasze milczenie, to po pierwsze też tego szkodliwego działania mogą doświadczyć na sobie, jednocześnie z nami, a po drugie jest szansa, że pomyślą, że tak ma być, nie
można się wychylać, bo taki jest świat.

Dlatego właśnie trzeba umieć powiedzieć STOP! Czytaj dalej „Dlaczego asertywności uczą nas sytuacje, kiedy nie o siebie musimy zadbać, tylko o innych.”

Blog

Piosenka to moja obsesja

Dawno nie pisałam, czasem tak trzeba, schować się i nawet nie chcieć pisać, mieć komfort milczenia i komfort tego, że niczego nie muszę.
Cieszy więc bardzo i jeszcze bardziej, że po takim czasie chcę.
Nie będzie wiele tego, co napiszę, ale na ten moment po prostu w sam raz.
Pretekstem jest znów pora piosenki, cóż tu dużo pisać, jestem bardzo nudna i przewidywalna w tej kwestii, kwestii piosenki. Jest marzec, więc PPA. Mam szczęście mieszkając w mieście tego festiwalu.
No i doszłam do wniosku, że piosenka to moja obsesja, hobby, jakby nie nazwać, to takie dobre uzależnienie 😉
Nie wkręcajmy się w takie wyroki, że jak się ma hobby, to jest to „obsesja” w złym znaczeniu, że przesada.
To miła odskocznia, czasami ratunek przed codziennością, brutalnością, siermiężnością i niezrozumieniem.

Czytaj dalej „Piosenka to moja obsesja”
Blog · Dzieci · Wiersze

Szpital jak lotnisko lub lotnisko jak szpital

Znów szpital, tym razem badania, nie moje Brzoskwini, diagnozowanie.

Mamy to oswojone, bo przecież w 2018 też miałyśmy tu wspólny długi pobyt, po którym Brzoskwinia chciała, by gotować taką zupę jak w szpitalu i to był krupnik. Teraz Brzoskwinia jest starsza i mało co w tym szpitalu je, chociaż zupę warzywną zjada i to poczytuję za mały sukces.

Dla mnie ten szpital to jakby taki azyl bezpieczeństwa trochę, bo wreszcie zrobią wszystkie badania, nie trzeba czekać, dzwonić, rejestrować na jakieś dalekie terminy, starać się wykombinować wizytę poza Wrocławiem, bo szybciej. Koszmar i cała strategia.

Dlatego szpital to jednak miejsce, gdzie opieka i pomoc, no ale dopiero co skojarzyło mi się ze szpitalem inne miejsce. Może zaskakująco ale jednak, lotnisko. I samolot. Tam czułam tak samo opiekę, trochę zamknięcie, trochę prześwietlanie człowieka. Na tych lotniskach i w samolotach spędziłam trochę czasu, a nawet nieproporcjonalnie dużo w ciągu ostatnich dwóch miesięcy w stosunku do całego mojego życia. No i tak, te miejsca mają dla mnie podobny vibe i to zarówno ten pozytywny, jak i negatywny momentami.
Czy czujesz opiekę i uśmiech i pytają co chcesz, co potrzeba, czy każą otworzyć walizkę, przepakować bo za ciężko, powiedzą, że nie ma potrzeby badać tego, czy tamtego, albo chcą Cię wysłać do domu wcześniej, chociaż nie czujesz, że jest dobrze lub zrobili źle badanie, podadzą nie ten antybiotyk, albo podadzą niepotrzebnie, samolot się spóźni i nie zdążysz na następny, a oni unikają odpowiedzialności i nie dają Ci tego, co Ci się w związku z ich niedociągnięciami należy, chyba najbardziej wspólnym mianownikiem tych wszystkich zdarzeń i na lotnisku, i w szpitalu są uczucia jakie w nas te zdarzenia wywołują, czyli zdajemy się na opiekę, oddajemy tym instytucjom na jakiś czas, trochę z zaufaniem, ale z pewną dozą ryzyka jednocześnie, że jednak błąd może się zdarzyć i może dotknąć boleśnie właśnie nas.

Czytaj dalej „Szpital jak lotnisko lub lotnisko jak szpital”
Blog · Mikro i makrowyprawy

Happy Australia Day! Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy! Siejmy dobro i uśmiech.

Mówi się amerykański sen, a mi się śni właśnie ten australijski. Trochę tak jest, gdy się leci samolotem. Podróż tam trwa 18 godzin z dwoma przesiadkami albo i 20 kilka, gdy opóźnienia samolotów, ale właśnie zanika czasem różnica między snem, a jawą, tak jak między porami roku. Teraz, po powrocie, dosłownie śnią mi się różne sytuacje, jeszcze tam w pełni lata, z tamtejszą przyrodą, ale już przechodzące w realia polskie. Czasem się budzę i nie jestem pewna, gdzie, no i też budzę się o 3.00 w nocy, bo tam jest wtedy 12.30 w południe. To chyba najwyższy czas, by wstać. 😉 Przynajmniej tak myśli mój organizm. Miałam okazję być w Australii w dwóch stanach, czyli porównać dwa miejsca, dwa miasta. Adelajdę i Sydney. I, mimo że Sydney mnie zachwyciło i ma wiele plusów, to jednak bardziej odnajduję się w Adelajdzie. Jest może mniejszym, czy „bardziej prowincjonalnym” miastem, ale właśnie to mi się w niej podoba. Przestrzeń, spokój, rozmach, ale nie krzykliwy.

Czytaj dalej „Happy Australia Day! Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy! Siejmy dobro i uśmiech.”
Blog · Mikro i makrowyprawy

Four polish women in Sydney and one man.

„przez czarną dziurę we własnych myślach 
alicja wykonała skok kangura i wylądowała na drugiej półkuli 
w tzw. water brain który ona uważa za thinking water
przecież każdy skrawek jej ciała składa się w iluś procentach z wody


za czasów wiktoriańskich a nawet postkolonialnych
nie miałaby takiej możliwości 
mimo tych wszystkich buteleczek z płynami
nadgryzionych ciastek i zamiłowania do wpadania w króliczą norę

teraz odnajduje się w czasie 

dezorientacji przestrzeni
i w prze(dz)ciwnej temperaturze
dom przenosi się razem z nią
i za wszelką cenę udowadnia że istnieje

 © Justyna Paluch

Nasza wyprawa z Tess z Adelajdy do Sydney miała być pod znakiem poezji. I w ogóle literatury. Leciałyśmy spotkać się z poetkami, pisarkami, które, tak jak i ja, zamieściły swoje teksty w świeżo wydanej antologii Metafory Współczesności gościnnie redagowanej przez Teresę Podemską  – Abt., czyli Tess. Antologia Jej pomysłu zebrała teksty dotyczące muzyki zapisanej literaturą, doświadczeniem jej przeżywania i wszelkich jej kontekstów. Bardzo ciekawa pozycja, jakiej dotąd nie było, zbierająca teksty autorów współczesnych. Książkę można zamówić poprzez maila: terapa@gmail.com lub w samej Redakcji alicja107@vp.pl

Czytaj dalej „Four polish women in Sydney and one man.”
Blog

Co dalej z tą terapią? – nawiązując do Karola Maliszewskiego odpowiem, że nie zamierzam popaść w tę nieistotność. cz. 2

Kiedy na przykład wpadam w jakąś rozpacz, tak mi koszmarnie źle, że trudno zebrać myśli, wtedy biorę się za zwykłe proste czynności: sprzątanie, odkurzanie, mycie naczyń albo gotowanie, sprzedawanie niepotrzebnych rzeczy na vinted na przykład. To wszystko generalnie cieszy i daje satysfakcję, a gdy się naprawdę skupimy na czynnościach, odwracają naszą uwagę od tych nieszczęsnych tragedii w naszych głowach.
Myślę, że ważne jest też to, że tych rzeczy jest sporo i są różne. Zmienność też jest terapią. To jakbym miała wybór z bukietu rzeczy, które sprawiają radość i satysfakcję.
Wszystko to mogę robić ze słuchawkami na uszach i muzyką, która jest dla mnie jak tlen.

Czasem też śpiewam. To akurat trudno robić, gdy są wszyscy w domu, więc czasem w kuchni, łazience, czasem cicho albo gdy nikogo nie ma po prostu. Śpiew też uspokaja, pewnie dlatego ten chór, na który też chodzę 2 razy w miesiącu.

No niestety śpiewem i tańcem nie zaraziłam dzieciaków, ale kto wie, jeszcze wszystko przed nimi, gdy przejdzie czas buntu i czas nielubienia tego lub tamtego, to kto wie, co polubią.

Na tę chwilę uczę ich, że warto, by matka miała swoje ważne rzeczy, które robi, które mają sens, są nie tylko wyjściem z domu ale jeszcze dodatkowo zostaje ślad tego mojego wyjścia choćby na YT.

Czytaj dalej „Co dalej z tą terapią? – nawiązując do Karola Maliszewskiego odpowiem, że nie zamierzam popaść w tę nieistotność. cz. 2”