Tak czasem myślę, po nowym wpisie, że za chwilę, następnego dnia znów coś napiszę i wrzucę, bo tyle tematów, pomysłów do opisania, ale potem dużo się dzieje i czas mija, ale w międzyczasie ważne rozmowy i spotkania, ważne współbycie z dziećmi, z ludźmi, bo rozmowa zawsze jest najważniejsza, spotkanie.
Dlatego piszę dopiero teraz i właśnie o spotkaniach. Już pisałam o tym wydarzeniu, ale jest ono co roku i co roku daje energię na kolejne miesiące.
Biała Lokomotywa. W tym roku moja Hurtownia była tam w 15-osobowym składzie. To najwięcej ze wszystkich wyjazdów. Jak zwykle o 17.00 w piątek w pierwszy weekend września zaczął się maraton, a zarazem uczta dla duszy.
My zwykle zaczynamy od Torunia, bo tam bycie nad Wisłą, która dla nas, jak wszystkie inne rzeki świata, jest Odrą ;), to pierwsze inspiracje tego wyjazdu i pierwsze teksty. Pisaliśmy.
A potem droga przez most, piękna i malownicza.
Oczywiście spóźniliśmy się na początek czyli na pierwszy koncert. Ale na Białej Lokomotywie czas biegnie inaczej i dla występujących, i dla widzów.
Na szczęście wszystko jest nagrane, więc co pominęliśmy, można sobie teraz bez końca odtwarzać tutaj
Piękne jest to, że nikt nie jest zmuszany, ani też nie czuje się źle, jeśli pomija niektóre spotkania, a każdy wykonawca i tak ma sporą publiczność.
Pominięcie spotkania nie jest oznaką, że kogoś się lekceważy, czy nie lubi, tylko po prostu równolegle toczą się rozmowy i współistnienie poetów z różnych krańców Polski, a i od kilku edycji z zagranicy. To współistnienie w tamtym krajobrazie Kujaw, niezakłócone niczym, jest jedyne w swoim rodzaju i równie ważne, co występy.
Właściwie nie powinnam wymieniać żadnego poety ani żadnego muzyka, zespołu, aktora, z artystów, którzy wystąpili, bo każdy z nich był osobowością i każdy przekazał coś wyjątkowego w wyjątkowy sposób. Musiałabym więc wymienić wszystkich.
Ale z drugiej strony są występy, które zapadły we mnie głęboko. Dlaczego zapadły? Może dlatego, że na nich byłam, a nie oglądałam później i może też dlatego, że tych konkretnych bardziej potrzebowałam. Dlatego skupię się na nich.
Było już naprawdę późno, gdy rozpoczął się monodram „Ballady i inne romanse” w wykonaniu Magdaleny Walusiak. Rewelacyjne teksty jej samej, wspaniale zagrane, tło muzyczne stworzył do tego spektaklu Krzysztof Rodak. O tak późnej porze był to spektakl, który rozbudził i porwał.
Oczarował mnie też duet Olszewska/Komosiński czyli zespół „Pola” – te teksty i te dźwięki, tak czyste i precyzyjne, że trzeba słuchać i słuchać, spróbujcie sami.
Coś pomiędzy folkiem, poezją śpiewaną a współczesną muzyką poważną
Ale każdy z występów był dobry. I wart polecenia. Dlatego trzeba robić przerwy pomiędzy chłonięciem tej dawki sztuki, tak jest tam gęsto.
Były też chwile pod Domem Stachury, pod orzechem, gdzie zaczynamy zwykle drugi dzień spotkań około południa. I tam się spóźniamy, to nic, to chyba już tradycja, rozciągamy czas, tam czytamy wiersze, kto chce się podzielić, tam w tym roku były czytane i te z antologii „wybrane z rozkładu jazdy” czyli z płotu przy lokomotywie.
Być w tej ciszy przez chwilę to jak zatrzymać się, rozciągnąć czas.
Powiem też szczerze, że burzyły się we mnie różne uczucia w stosunku do slamu i do prowadzenia go przeze mnie. No tak, mam sprzeczne uczucia, ponieważ stres przed i potworne zmęczenie we mnie (slam jest ostatnim wydarzeniem pierwszego dnia i często zaczyna się ok. 24.00) kłóci się z euforią i ekscytacją.
Jednak, podsumowując te burzliwe myśli, nie żałuję, że o tak późnej porze muszę odnajdywać największą sprawność swego umysłu i wyglądu, bo dzięki temu mam to skupienie i uważność na dobre teksty, a w tym roku naprawdę na slamie zaistniały świetne teksty, które przegrywały z równie dobrymi. Słowem poziom był wysoki. I, mimo że do godziny 3.00 w nocy trwał, to za rok myślę, że znów nie odmówię Darii, jeśli tylko zechce mi zaproponować po raz kolejny prowadzenie go. To przyjemność być tam i dołożyć się do tego wspaniałego święta poezji, do którego zaprowadził nas przecież sam Edward Stachura.
Po raz kolejny dziękuję Dario za ten czas. Wszak Twoje zaangażowanie i zmęczenie jest tysiąc razy większe. I od nowa zaczynam czekać na wrzesień za rok.