Tak się jakoś składa, że, jeśli nie mam ochoty pisać, nie mam humoru lub jestem zajęta, to nie robię tego na siłę. Zwłaszcza, jeśli nie czuję, że coś sensownego mogłabym komuś przekazać. Nie na ściemie świat polega, a przynajmniej mój świat. I tego się będę trzymać, więc jak zauważacie przestoje na blogu, to po prostu czekajcie. W końcu się doczekacie 😉
Musiało się poskładać kilka rzeczy, spraw, wizji i działań, a nawet pustych dni, by powstała przestrzeń na nowy wpis.
Parę dni temu spotkałam po drodze z pracy zgubiony skrawek czegoś z takim napisem, zauważyłam go, więc skoro ja go miałam szczęście zauważyć, to chciałabym żebyście i Wy mieli takie szczęście, może komuś się dziś przydadzą te słowa 🙂
Jest piątek i tak jakoś będzie trochę osobiście i może trochę jak kij w mrowisko, ale trudno.
Piątek zaczęłam od wstawienia o 6.00, no dobra, z minutami (prawie nigdy nie wstaję tak od razu od budzika ;)), dania obiadowego. Bo Kaj siedzi w domu z katarem i bolącym gardłem, a zanim wrócę ja i cała reszta domowników, to powinien coś obiadowego zjeść.
Danie oczywiście z cyklu tych, które pasują na obiad, kolację podwieczorek, a nawet na drugi dzień na śniadanie.
Przepis zaczerpnęłam, tym razem od Róży, wspaniałej nastolatki, która ma super kulinarne pomysły, choć oczywiście, jak każdy twórca, inspiruje się też daniami z internetu: TikToka, czy YouTube. To danie akurat zaczerpnęła z TikToka, ale często ma własne ciekawe pomysły.
W sumie nawet nie wiem jak to danie się nazywa, więc teraz nazwę je po prostu:
Makaron z pomidorami i bazylią
– 1 opakowanie makaronu świderki
– 500 g pomidorków koktajlowych
– kostka sera feta lub fetopodobnego
– 2 ząbki czosnku
– sól
-pieprz
-oliwa
– sporo listków bazylii
Do naczynia żaroodpornego wrzucam wypłukane pomidorki i na wierzch kostkę fety, wyciskam 2 ząbki czosnku, wszystko polewam oliwą z oliwek, dodaję soli i pieprzu. wkładam do piekarnika na ok. 20 minut. w międzyczasie gotuję paczkę makaronu. Po 20 minutach wyjmuję naczynie z piekarnika i cały sos blenduję, odcedzam makaron, ja czasem trochę tej wody z gotowania makaronu dodaję do sosu, żeby był bardziej płynny, a jednocześnie gęsty :D, do sosu wrzucam makaron, mieszam i wstawiam do wyłączonego ale nagrzanego piekarnika, można nakładać od razu, lub po chwili, bo trzyma tam ciepło. Nawet po godzinie. Kroję lub, duże urwane listki bazylii, dodaję w całości na już nałożone na talerz danie, ścieram też trochę żółtego sera.
Moje dzieciaki uwielbiają to i zawsze biorą dokładkę.
Myślę, że jeszcze nieraz pojawi się tu jakiś przepis zaczerpnięty od Róży 🙂
Wracając do mojego piątkowego poranka, to danie udało się zrobić przed 7.30, więc już dobrze zaczęty dzień, satysfakcja, po drodze jednak przyszło mi do głowy, że dziś jest piątek i to danie się świetnie wpisuje nie tylko w jadłospis wegetarian ale także tych wierzących, którzy w piątki nie jedzą mięsa. No i super.
Ja akurat jadam mięso w piątki i jadam je w ogóle, być może niektórzy się oburzą, trudno, od dawna tak robię, ale od niedawna nie traktuję tego jako grzech, bo mój rozum podpowiadał mi, że bez sensu uważać coś takiego za grzech, chociaż z drugiej strony presja ludzi mówiła coś innego. Oczywiście reguły i zasady są potrzebne we wszystkim, ale…
No właśnie, posłuchałam księdza Szustaka i jakby, delikatnie mówiąc, jego poglądy zgadzają się z moimi, więc, jeśli chcecie sami posłuchajcie. On to naprawdę dobrze tłumaczy.
Oczywiście szanuję każde poglądy i przekonania, ale też chciałabym żeby szanowano i moje.
Od bardzo mądrej znajomej usłyszałam dziś z kolei takie zdanie, że przecież Bóg nam dał rozum i trzeba czasem wsłuchać się w siebie po prostu, w nikogo innego. Myślę, że miała rację, mówiąc też, że w dzisiejszych czasach, z każdej strony doznajemy manipulacji, poprzez internet mamy jej mnóstwo, ale nie tylko, nie mamy czasem pojęcia co jest naszym zdaniem i poglądami, a co tak naprawdę ktoś nam narzucił i idziemy za nim, nie zastanawiając się głębiej nad problemem.
Powiedziała też, że swoim dzieciom mówi nawet żeby nie zawsze jej słuchały, tylko spojrzały w siebie i słuchały siebie. Oczywiście nie powinno się działać na zasadzie impulsu, tylko po przemyśleniach i z powodu głębszych przekonań.
Ale też tak uważam, że nie powinno się ślepo powtarzać po kimś albo naginać do czyichś poglądów, gdy czujemy bardzo głęboko, że to jest totalnie sprzeczne z tym, co uważamy, z tym jak dobrze funkcjonujemy.
Nie chodzi mi tu o bunt, zaprzeczanie, działanie na przekór, tylko o zdrowy nasz własny rozsądek, dajmy mu po prostu dojść do głosu.
I wybaczcie, ale to on nie dał mi dziś spokoju i to z jego powodu i silnego wewnętrznego przekonania napisałam ten post.