Remont, cudowny stan, który rozgrzesza, usprawiedliwia, może być pretekstem do wszystkiego.
Czy należy się bać remontu, zmian, nieposkładania, postawienia wszystkiego na głowie i dzieci w tym wszystkim?
Może tylko wtedy, gdy Twoje mieszkanie jest sterylne, nowe i każda zmiana tego stanu wydaje się być zamachem na Twój wewnętrzny spokój.
Ale, jeśli tylko każdy Twój pozorny porządek natychmiast i to w pięknym stylu, i tak potrafią zniweczyć dzieci lub zwierzęta, to nie ma czego się bać. Bo przecież na co dzień piętrzy się stos niewyprasowanych rzeczy, brakuje odwagi, by wyrzucić zepsute zabawki i setki nieudanych lub sezonowych prac plastycznych. A nawet nie wiesz, co mogłabyś spokojnie wyrzucić, bo zostało zapomniane, zakryte stosami bieżących różności. I właśnie wtedy remont jest po prostu dla Ciebie ratunkiem.
Korzyści czają się już tuż za rogiem. Przecież nawet dzieci zrozumieją, że skoro remont, to trzeba zrobić gruntowne porządki, więc niektóre zabawki można oddać młodszym dzieciom, a to, na czym nam zależy, popakować. Remont w dzieciach wzbudza ciekawość i dreszczyk emocji. Trzeba to wykorzystać. Ich potencjał ruchliwości przekierować na misję pomocy remontowej.
Jasne, że nie cały czas, dzieci szkolne mają, jak co dzień, lekcje do odrobienia, a tu w domu stan alarmowy, nic przecież nie leży na swoim miejscu, więc nie ma gdzie. Lekcje odrobione muszą być, dlatego idźmy po szkole z dzieckiem do biblioteki, albo do babci, czy cioci. Ono poza domem odrobi je szybciej, lepiej i konkretniej nawet. Poza tym nagrodą z definicji dla niego jest już wizyta u kogoś.
Jak na razie same korzyści i to w kwestii codziennej udręki.
A lista korzyści może się okazać wcale nie taka krótka. Nareszcie możemy zajrzeć do najbardziej niezaglądalnych zakątków mieszkania. Oprócz kurzów rocznik 80-ty albo 90-ty, możemy znaleźć tam długo niewidziane skarby, czy niezbędności, jak dwie zagubione bezpowrotnie szczotki do włosów, odseparowane skarpetki albo kolczyki, książki, przybory kuchenne, a nawet pamiątkowy kapelusz dziadka. Możemy wreszcie wyrzucić bez żalu połowę domowych zawalidróg pt. „na pewno się przyda”.
Nie musimy gotować, a często nawet nie możemy, więc bez wyrzutów sumienia jemy na mieście lub u kogoś.
Nie musimy sprzątać na bieżąco, tylko uskuteczniamy takie tam doraźne, zupełnie niecodzienne sprzątania.
Tak się składa, że u nas akurat nie jest to zwykłe malowanie, tylko mocno poważna zmiana ogrzewania z pieców kaflowych (tak tak, takiego ogrzewania na czarny węgiel) na ogrzewanie gazowe. Jak widać niektórzy muszą posiadać umiejętność palenia w takim piecu, by przetrwać zimę. Trochę trzeba było się nadźwigać przez lata, trochę pobrudzić i jeszcze dopilnowywać ognia. Tak się składa, że ok. 40 lat miałam okazję obcować z ogniskiem w domu za żelaznymi drzwiczkami. W srogie zimy temperatura spadała do 15 czy 12 stopni i zanim się piec nagrzał, trochę to trwało. Nagrzewało się do 18 i to było super. I właśnie dlatego, że wreszcie będzie lżej, żadnego kurzu, popiołu, dźwigania, bólu pleców, pojawia się nostalgia i smutek, że tych pieców nie będzie, toż to połowa życia. No i zobaczcie co przyzwyczajenia robią z naszym mózgiem. Ech..
No dobra, ale wróćmy do remontu, istnieje i druga strona medalu, która wygląda tak: jesteś wkurzona, zakurzona i przemęczona, nic nie możesz zrobić z normalnych rzeczy, do późnej nocy owijasz folią sterty i spiętrzenia sprzętów, nie masz na czym usiąść, ani gdzie się położyć. Fachowiec, który twierdził, że szybko coś wywierci i nie będzie dużo pyłu, właśnie pokolorował ci na czerwono całą kuchnię, bo przecież mieszkasz w ceglanym domu (a nie chciał nic przykrywać). Swoją drogą poczciwy chłopina, chciał dobrze, zaoszczędzić ci zachodu.
Zastanawiasz się, kiedy tak naprawdę odpoczniesz, bo przecież pojawiły się nieplanowane przeszkody i niefortunnie wykonane odwierty, i na pewno remont nie skończy się za dwa dni, jak obiecywał majster, a dla ciebie, to może nawet nie za tydzień. Bo remont to dżungla, o której tak naprawdę nic nie wiemy i która przysparza nam całkiem sporo niespodzianek. No to jak, wskakujemy? W zasadzie i tak nie mamy wyboru, wybory tylko są w naszej głowie. To od nas zależy nastawienie.
No ale przez ten remont właśnie znów zdążamy na wcześniejszy autobus do szkoły i lekcje znów zostały odrobione z nawiązką. Poza tym, może nie widzę jeszcze końca remontu, ale robię porządny krok w kierunku minimalizmu. A co!
Chaos nie jest taki zły, z niego przecież wyłoniła się pierwsza para bogów…