Już wiem że samoloty świetnie umieją się spóźniać. No i ten do Sydney miał już 10 minut. Ok. Leciało się całkiem dobrze. Znów trzeba bylo pół godziny dodać, bo różnica czasowa. No i już prawie lądujemy, już na pasie, a tu samolot wznosi się znów w górę. Nic nie mówią, nie wiadomo co, dlaczego, tylko okrążamy całe Sydney górą. Za drugim razem to samo. Tak 3 razy okrążylismy Sydney i w końcu udało się wylądować. Widoki owszem były piękne ale jednak trochę stres. Uff, cały samolot odetchnął z ulgą. Powiedzieli, że nie było warunków do lądowania, ale nam się wydaje, że prędzej spóźniony samolot nie miał miejsca i trzeba było czekać.Czyli w sumie 40 minut później byliśmy w Sydney.
Dzielnica Ashbury. Tu mieszkamy. Całkiem nie tak blisko centrum. Następnego dnia postanowiłam, tak jak w Adelajdzie, pojechać autobusem do centrum. Tu już inaczej z biletami niż tam, inny stan, nawet jeśli kupuje się kartę, to znów nie było gdzie. Wsiadam więc do autobusu i mówię kierowcy, że chcę kupić bilet, na co on każe mi siadać i się nie przejmować. No to się nie przejęłam.
Wysiadłam na Broadway i pomyślałam, że pójdę dalej ulicami do centrum, wstępując do shoppingow, by się ochłodzić, bo znów upał 38 stopni i jeszcze wilgoć.
Jeszcze bez mapy, chodząc losowo po ulicach, po drodze Railway Square, trafiłam do China Town, gdzie pamiątki tańsze. Klimat niesamowity, pełno restauacyjek i targ. I pełno ludzi.
Gdy wyszłam, złapała mnie burza. Trzeba było przeczekać, bo lało jak z cebra i tak kilka razy.
Po deszczu zaczęłam iść tropem budynków, Powerhouse Museum, po ulicach, innej zabudowie.
Po kolejnym ataku burzy postanowiłam podjechać tramwajem i wysiąść w Central. Ale Central okazało się znów centrum China Town. No nic, taki dziś dzień wracam tu jak bumerang, których tu pełno w przeróżnych wersjach pamiątek. Było już późno, więc jednak zjadłam ryż z rybą i warzywami w jednej z knajpek.
I udało się dotrzeć na Broadway, by moc wrócić przed zmrokiem. Po bałabym się, że przegapię przystanek lub jakoś zabłądzę. Mam pełno zdjęć, pamiątek, no i w końcu pierwszy raz byłam w China Town.
Co za jazda! Wow! Starczy na lata opowieści🤔