Blog · Dzieci · Wiersze

Szpital jak lotnisko lub lotnisko jak szpital

Znów szpital, tym razem badania, nie moje Brzoskwini, diagnozowanie.

Mamy to oswojone, bo przecież w 2018 też miałyśmy tu wspólny długi pobyt, po którym Brzoskwinia chciała, by gotować taką zupę jak w szpitalu i to był krupnik. Teraz Brzoskwinia jest starsza i mało co w tym szpitalu je, chociaż zupę warzywną zjada i to poczytuję za mały sukces.

Dla mnie ten szpital to jakby taki azyl bezpieczeństwa trochę, bo wreszcie zrobią wszystkie badania, nie trzeba czekać, dzwonić, rejestrować na jakieś dalekie terminy, starać się wykombinować wizytę poza Wrocławiem, bo szybciej. Koszmar i cała strategia.

Dlatego szpital to jednak miejsce, gdzie opieka i pomoc, no ale dopiero co skojarzyło mi się ze szpitalem inne miejsce. Może zaskakująco ale jednak, lotnisko. I samolot. Tam czułam tak samo opiekę, trochę zamknięcie, trochę prześwietlanie człowieka. Na tych lotniskach i w samolotach spędziłam trochę czasu, a nawet nieproporcjonalnie dużo w ciągu ostatnich dwóch miesięcy w stosunku do całego mojego życia. No i tak, te miejsca mają dla mnie podobny vibe i to zarówno ten pozytywny, jak i negatywny momentami.
Czy czujesz opiekę i uśmiech i pytają co chcesz, co potrzeba, czy każą otworzyć walizkę, przepakować bo za ciężko, powiedzą, że nie ma potrzeby badać tego, czy tamtego, albo chcą Cię wysłać do domu wcześniej, chociaż nie czujesz, że jest dobrze lub zrobili źle badanie, podadzą nie ten antybiotyk, albo podadzą niepotrzebnie, samolot się spóźni i nie zdążysz na następny, a oni unikają odpowiedzialności i nie dają Ci tego, co Ci się w związku z ich niedociągnięciami należy, chyba najbardziej wspólnym mianownikiem tych wszystkich zdarzeń i na lotnisku, i w szpitalu są uczucia jakie w nas te zdarzenia wywołują, czyli zdajemy się na opiekę, oddajemy tym instytucjom na jakiś czas, trochę z zaufaniem, ale z pewną dozą ryzyka jednocześnie, że jednak błąd może się zdarzyć i może dotknąć boleśnie właśnie nas.

Czytaj dalej „Szpital jak lotnisko lub lotnisko jak szpital”
Blog · Przeczytane · Wiersze

Przypadek

Bywa tak, że przypadek rządzi naszym życiem, a kiedy mu się poddajemy, okazuje się nas prowadzić zadziwiająco prosto. Wielokrotnie już w życiu zdarzyło mi się coś takiego, że inni , patrząc z boku byli przekonani, że ja tak sobie wymyśliłam, wyreżyserowałam sytuację itp., a to wcale nie tak. Od jakiegoś czasu, zauważając to, idę po przypadkach jak po schodach i każdy odkrywa przede mną kolejne.
Czasem to są drobiazgi, czasem większe rzeczy.
Na przykład w zeszłym tygodniu, dostałam taką propozycję od dobrej znajomej, wejść na spektakl w języku niemieckim zupełnie za darmo, ale chodziło o to, by namówić młodzież licealną, zainteresowaną językiem niemieckim. Pomyślałam, no, może pójdzie nauczyciel przedmiotu, ja znam język szczątkowo. Nie dla mnie.
Tak się jednak złożyło, że nauczycielowi udało się namówić jedną uczennicę z młodszej klasy, ja ze swojej strony jeszcze namówiłam trzy tegoroczne maturzystki, o których wiedziałam, że lubią język i znają go dość dobrze. Poszłam jako opiekun, ale z myślą, że pewnie niewiele zrozumiem.
Okazało się to cudownym doświadczeniem, pomyślałam, nie warto ograniczać się samemu. To, że uważasz czasem, że jesteś za słaby/a na coś, nie masz wystarczającej wiedzy czy umiejętności, może okazać się wymyśloną barierą, tylko w Twojej głowie.
Po pierwsze samo wizualne doświadczenie było czymś pobudzającym wszystkie zmysły, wyrzucającym nas ze strefy komfortu, a jednocześnie uczącym nowych doświadczeń. To był spektakl wirtualny, usiedliśmy na rozstawionych w pomieszczeniu taboretach i dostaliśmy specjalne gogle i słuchawki, mieliśmy się obracać na tych taboretach, podążać za spektaklem, za postaciami, patrząc przez okulary, scena była dookoła nas. 360 stopni, jak głosi reklama.
Na początku można było odnieść wrażenie, że zaraz spadnę ze schodów, siedząc na brzegu sceny, później znalazłam się w łódce, którą płynęli bohaterowie, a także w ogromnym ptasim gnieździe, w którym były i jajka i padlina, a bohaterowie wspinali się do niego po skałach. Mimo że mój język jest słaby, to z kontekstu, z przeżywania spektaklu odnajdywałam w sobie właściwe tłumaczenie niemieckich słów. To trochę jak kontakt z żywym językiem, bo nie tylko przez książki, pisanie, czytanie ale angażując wszystkie zmysły, zanurzając się w języku całym sobą.

W trakcie spektaklu nie można mieć telefonów, nie ma nawet jak ich używać, dlatego zdjęcie sali zrobiłam po spektaklu.
Czytaj dalej „Przypadek”