Mikro i makrowyprawy

Ciotka Dżasta w Sydney podchodzi 3 razy do lądowania, a potem trafia na China Town i nie może z niej wyjść ;)

Już wiem że samoloty świetnie umieją się spóźniać. No i ten do Sydney miał już 10 minut. Ok. Leciało się całkiem dobrze. Znów trzeba bylo pół godziny dodać, bo różnica czasowa. No i już prawie lądujemy, już na pasie, a tu samolot wznosi się znów w górę. Nic nie mówią, nie wiadomo co, dlaczego, tylko okrążamy całe Sydney górą. Za drugim razem to samo. Tak 3 razy okrążylismy Sydney i w końcu udało się wylądować. Widoki owszem były piękne ale jednak trochę stres. Uff, cały samolot odetchnął z ulgą. Powiedzieli, że nie było warunków do lądowania, ale nam się wydaje, że prędzej spóźniony samolot nie miał miejsca i trzeba było czekać.Czyli w sumie 40 minut później byliśmy w Sydney.

Dzielnica Ashbury. Tu mieszkamy. Całkiem nie tak blisko centrum. Następnego dnia postanowiłam, tak jak w Adelajdzie, pojechać autobusem do centrum. Tu już inaczej z biletami niż tam, inny stan, nawet jeśli kupuje się kartę, to znów nie było gdzie. Wsiadam więc do autobusu i mówię kierowcy, że chcę kupić bilet, na co on każe mi siadać i się nie przejmować. No to się nie przejęłam.

Czytaj dalej „Ciotka Dżasta w Sydney podchodzi 3 razy do lądowania, a potem trafia na China Town i nie może z niej wyjść ;)”