Kiedy na przykład wpadam w jakąś rozpacz, tak mi koszmarnie źle, że trudno zebrać myśli, wtedy biorę się za zwykłe proste czynności: sprzątanie, odkurzanie, mycie naczyń albo gotowanie, sprzedawanie niepotrzebnych rzeczy na vinted na przykład. To wszystko generalnie cieszy i daje satysfakcję, a gdy się naprawdę skupimy na czynnościach, odwracają naszą uwagę od tych nieszczęsnych tragedii w naszych głowach. Myślę, że ważne jest też to, że tych rzeczy jest sporo i są różne. Zmienność też jest terapią. To jakbym miała wybór z bukietu rzeczy, które sprawiają radość i satysfakcję. Wszystko to mogę robić ze słuchawkami na uszach i muzyką, która jest dla mnie jak tlen.
Czasem też śpiewam. To akurat trudno robić, gdy są wszyscy w domu, więc czasem w kuchni, łazience, czasem cicho albo gdy nikogo nie ma po prostu. Śpiew też uspokaja, pewnie dlatego ten chór, na który też chodzę 2 razy w miesiącu.
No niestety śpiewem i tańcem nie zaraziłam dzieciaków, ale kto wie, jeszcze wszystko przed nimi, gdy przejdzie czas buntu i czas nielubienia tego lub tamtego, to kto wie, co polubią.
Na tę chwilę uczę ich, że warto, by matka miała swoje ważne rzeczy, które robi, które mają sens, są nie tylko wyjściem z domu ale jeszcze dodatkowo zostaje ślad tego mojego wyjścia choćby na YT.
We wtorek zamiast pójść na warsztaty dla nauczycieli połączone z seansem filmowym, jak to mam w zwyczaju w każdy ostatni wtorek miesiąca, wybrałam się do Tajnych Kompletów. Byłam na spotkaniu z legendą wrocławskiej poezji, poetką łączącą pokolenia, bliską, bo naszą, wrocławską, bliską, bo bywającą w miejscach kultury, bliską, bo można było dawniej przyjść do Redakcji Odry i zostawić swoje wiersze pani Urszuli, rozmawiać, to ona decydowała o drukowaniu poetów w Odrze. Można było spotkać ją zawsze na jednym z wielu wydarzeń literackich….
Urszula Kozioł ma 92 lata i nie chciała, by prowadzić z nią spotkanie, dobrze było słuchać wierszy czytanych przez nią samą, słuchać wielu opowieści i dygresji, którymi nas częstowała, a miała kogo częstować, Tajne Komplety pękały w szwach.
Zawsze ten sam dylemat. Poetka to nie jest zawód, to nie jest poważne zajęcie, jak może konkurować z odpowiedzialnymi konkretnymi zadaniami, rzeczami. Ciągle tego nie wiem. Po tym jak robiłam już jakiś czas temu spektakl z wierszy z „Infalii” miałam taki trochę kryzys z tymi rzeczami, bo weszła pandemia, bo jestem odpowiedzialną matką, bo… to na tyle niszowe, że kogo to obchodzi. Pewnie jakieś wiersze jeszcze przeczytam na jakimś wieczorze, spotkaniu, coś napiszę, ale czy wydam. Już pewnie swojego spektaklu z wierszy więcej nie wymyślę, bo nie jestem ani reżyserem, ani aktorką. Bo to był jednorazowy wybryk.
Ale z drugiej strony nudzi mnie samo tylko czytanie wierszy przy stoliku, kusi żeby to przekazać inaczej, raz wyszło.
Tylko czy nie za mało czasu poświęcam domowi, dzieciom, ich lekcjom, wyrzuty sumienia. Bo jak czegoś nie dopilnuję, nie pomogę, to każda ich porażka będzie moją winą. Dlatego może zrezygnować z siebie i tylko się poświęcić innym. Udawać, że ważniejszy porządek i wszystkie obowiązki, że pisanie i występowanie jest dla innych, tych lepszych. Tych, co mają na to czas. Że mnie na to pisanie i fanaberie pokazywania tego, co w mojej głowie, zwyczajnie nie stać. Że nie powinnam usprawiedliwiać wszystkiego tym, że dzieci zostawszy z czymś same, nabierają samodzielności, że już ten czas żeby sobie radziły i brały odpowiedzialność za swoje obowiązki. Sprzeczne uczucia, jak zwykle.
No i tak się składa, że spotkałam w życiu Tess, Teresę Podemską -Abt, poetkę z Australii, emigrantkę, z którą, jak się okazuje, chodziłyśmy tymi samymi drogami: literatury, wrażliwości, chodzimy nadal. Zaczęłyśmy rozmawiać, godzinami, później zaczęłam odpowiadać swoimi wierszami na jej wiersze. Tutaj macie próbkę tego, bo wszystkie te odpowiedzi czytałam na YouTube I tak powstał pomysł, by zrobić wspólny wieczór poetycki, spektakl. Teresa musiała wrócić do Australii, więc znów jakby projekt się zamroził. Ale któregoś dnia dostałam propozycję z jednej wrocławskiej biblioteki, by wystąpić z jakimś projektem. Pomyślałam więc zaraz o tym pomyśle z Teresą, tylko teraz wiedziałam, że wiersze muszę sama czytać, swoje i Teresy. Wymyśliłam więc scenariusz, Kamil Abt wgrywa w teksty głos muzyczny. Będzie to więc spektakl poetycko-jazzowy. Dialog nie tylko między wierszami ale też między słowami i dźwiękami.
No i lawiruję jednak między próbami do tego projektu, a potrzebami dzieci, ich lekcjami, buntami, niezadowoleniami. Próbuję pogodzić swoje pasje z pracą zawodową z miłością do dzieci i ugotowaniem chociażby zupy, zawiezieniem na zajęcia. Czy nie jest tak, że każda z nas, matek dzieci w różnym wieku tak właśnie ma, próbuje godzić wyrażenie siebie, jakieś swoje pasje, czy zainteresowania, przemycać je trochę w życiu pełnym rodziny, pracy, obowiązków?
Ucząc się tekstów na pamięć, myślę jednocześnie jak pomóc Kajowi przygotować się do sprawdzianu z angielskiego, a nie jest to dla niego łatwe, toteż wciąż szukam w głowie niestandardowych metod, które mam nadzieję pomogą wzbudzić chęć do uczenia się i to skutecznie. Odpuszczam poważniejsze sprzątania, najważniejsze to, że w swoim bałaganie orientuję się tak jak w najlepiej ułożonych półkach.
Wymyślając scenariusz, między sprzątaniem a gotowaniem testuję dobrze rozmazany makijaż, jedną z moich twarzy tego projektu: