Bez kategorii

Pojechać w Tatry na kilka godzin żeby zatańczyć

Kiedyś o tym pisałam, że gdy nie mam potrzeby pisać, to nie piszę. Nie czuję presji, nie mam potrzeby, mam wolność. Chcę być niezależna od tych lajków, od ludzi, nawet od Was, czy czytacie, czy nie. Fajnie, gdy komuś się jakiś wpis przyda, ważne, żeby nie zepsuł nikomu taki wpis dnia, ani humoru, a właśnie odwrotnie, dał wsparcie lub choćby spowodował uśmiech, a może zainspirował. Podpowiedział życiowo: ja też tak mogę przecież, bo czemu nie. Cokolwiek.

Może właśnie dlatego akurat dziś znów piszę. Każdy, pokazując coś , co mu się udało, chce się trochę pochwalić, że coś zrobił i to wyszło, a może nawet wyszło wbrew trudnościom. Ale u mnie samo pokazanie tego nie przekonuje mnie do pisania, bo muszę sobie wytłumaczyć, że robię to z ważniejszego powodu. Sama zresztą w ten sposób zaczęłam sobie dawać prawa do niektórych rzeczy. Dopiero, gdy u kogoś innego zauważyłam, że sobie daje prawo i dzięki temu lepiej żyje, jest szczęśliwy, że można, da się.

Aż doszłam do momentu, w którym wymyślam wyjazd w Tatry na jen dzień, kilka godzin w sumie, tyko po to, by zatańczyć, bo od miesiąca chodzi za mną piosenka, której tańczyć nie chciałam gdzie indziej, tylko w Tatrach. Myśląc, że nie stać mnie teraz finansowo ani czasowo na Tatry, chciałam to odkładać na kiedyś.
Tak łatwo sama ze sobą nie mam, by sobie samej pozwolić na taki luksus. Fanaberię, ot tak wyjechać.
Wsiąść do pociągu byle jakiego z tym kamykiem zielonym…. Musiał pomóc los.

Czytaj dalej „Pojechać w Tatry na kilka godzin żeby zatańczyć”