Dawno nie pisałam, czasem tak trzeba, schować się i nawet nie chcieć pisać, mieć komfort milczenia i komfort tego, że niczego nie muszę.
Cieszy więc bardzo i jeszcze bardziej, że po takim czasie chcę.
Nie będzie wiele tego, co napiszę, ale na ten moment po prostu w sam raz.
Pretekstem jest znów pora piosenki, cóż tu dużo pisać, jestem bardzo nudna i przewidywalna w tej kwestii, kwestii piosenki. Jest marzec, więc PPA. Mam szczęście mieszkając w mieście tego festiwalu.
No i doszłam do wniosku, że piosenka to moja obsesja, hobby, jakby nie nazwać, to takie dobre uzależnienie 😉
Nie wkręcajmy się w takie wyroki, że jak się ma hobby, to jest to „obsesja” w złym znaczeniu, że przesada.
To miła odskocznia, czasami ratunek przed codziennością, brutalnością, siermiężnością i niezrozumieniem.
Już tak mam, że ciągle za mną jakieś piosenki chodzą, potem je śpiewam lub nucę pół dnia, czasem w głowie,
a czasem na głos, gdy mam gdzie oczywiście. Nie katuję tym przecież otoczenia.
Piosenka jest mi potrzebna w różnej postaci, czy to ją śpiewam, słucham tylko, czy do niej tańczę, czy ją piszę.
Teraz na przykład budzę się trochę z pewnej hibernacji, wracam do obiegu czyli do pracy po chwilowej przerwie, no i bez piosenki byłoby trudniej, zdecydowanie.
Delektuję się więc koncertami na PPA i właśnie to robi ze mną ten festiwal, jadę do lasu kiedy mogę i tam muszę wyśpiewać, to, co mi chodzi po głowie przez cały dzień.
A później muszę się wytańczyć, cóż jak się ma tak duży parkiet jak cały las, to szczerze mówiąc można mieć gwarancję, że się wybierze taki moment lasu, że się nie będzie nikomu przeszkadzać. Przyjemna satysfakcja, że mogę zatańczyć w dowolnym momencie, mając nieograniczoną przestrzeń.
No i właśnie to robi ze mną piosenka 🙂