Blog

Film, który ciągle mam w głowie

Już drugi tydzień noszę w sobie ten film, myślałam że będę pisać o nim od razu po obejrzeniu ale zbyt wiele znów się dzieje w życiu. Może to dobrze, że napiszę teraz, bo dopiero wchodzi do kin, ja byłam na pokazie przedpremierowym i chyba to nie będzie recenzja, to będą moje myśli poprzeplatane tym, co zapamiętałam z filmu. To był dokument, a oglądałam z taką pasją i zainteresowaniem jakby to był film sensacyjny, był hipnotyzujący. Zresztą, co kto woli i co na kogo działa.

„Wanda Rutkiewicz – ostatnia wyprawa”, nie wiem czy film jest tak dobrze skonstruowany, czy sama postać Wandy mnie interesuje i porusza, A może jedno i drugie.


W trakcie filmu próbowałam przypasować swoje myśli do jej myśli, mój sposób życia do jej sposobu i no przecież tak, na oczywistym podstawowym poziomie, to ja nie chcę wcale zdobywać takich szczytów jak ona, nawet o wiele niższych nie chcę, chociaż lubię góry i ten klimat, wyprawy, wyzwania, ryzyko.
No właśnie i zatrzymałam się na słowach: wyzwania i ryzyko. Tak, też mnie to pociąga, tylko ja to realizuję trochę inaczej.

Przede wszystkim góry to zmienność i też nieprzewidywalność, ja chyba realizuję takie rzeczy w sztuce, literaturze i z ludźmi, to trochę droga w nieznane. Sama literatura to jedno ale ja akurat to co wiem, co odkrywam na bieżąco, czego się uczę, przekazuję innym. Prowadzę przecież warsztaty z młodymi osobami i trochę starszymi, i to jest ta doga nieprzewidywalna, każda osoba, która na takie zajęcia u mnie się decyduje jest dla mnie nową ścieżką, która nie wiem gdzie mnie zaprowadzi. Nie wiem czy mnie zrozumiecie, ale każda wspólna akcja, pisanie, projekty, pomysły wyjazdy to ryzyko, co z tego wyniknie, gdzie nas zaprowadzi, same wiersze. Każdy jest inny i każdy ma inne potrzeby, a twórczość to bardzo wrażliwe pole i chyba wchodzą w nią ludzie, którzy czują głębiej.
Jakakolwiek twórczość. To też bardzo bliskie psychologii, terapii, radzeniu sobie, wzajemnej pomocy.

Powiecie, że przecież wielu ludzi pracuje z innymi i im coś przekazuje, uczy, trenuje. Tak i prawdopodobnie wszyscy oni podejmują ryzyko. Przynajmniej ja tak to czuję. Oczywiście zależy czego uczą i jak, i czy się w to angażują. To już inna sprawa. Ja chyba właśnie odkryłam, że ja robię to trochę tak jakbym szła w góry na nieznany teren, bo w tych najwyższych górach zawsze on jest nieznany, niby robisz to samo co zawsze, co już potrafisz, masz na to patenty i doświadczenie, a jednak to jest bardzo nieznane i nieprzewidywalne, jak drugi człowiek, z którym wchodzisz we wspólną twórczość.

Myśle że ryzyko jest potrzebne w tym wszystkim, w tworzeniu, gdybyśmy sobie na nie nie pozwalali, nie byłoby nowych rzeczy, żadnej twórczości, żadnych odkryć.

Wanda Rutkiewicz powiedziała w pewnym momencie, że nie mogłaby wrócić na stałe do życia stacjonarnego z łazienką na co dzień, normalnym porządkiem w mieszkaniu, ale też nie mogłaby tylko żyć w drodze. Mam nadzieję, że nie przeinaczyłam tej myśli, tak ją w każdym razie zapamiętałam dla siebie.
Sprowadzam ją do jednego słowa: zmienność

I ta właśnie zmienność też mnie bardzo łączy z nią. Trochę umiem pobyć w domu ale nie za długo, prawdopodobnie stąd narodził się pomysł na czytanie prozy i poezji w plenerach, muszę wyjść z domu i mam pretekst do tego i działanie, jak widzicie nie czytanie książek tylko w domu i dla siebie ale czytanie ich gdzieś tam w różnych warunkach przyrody i też dla innych. W ogóle lubię wycieczki i wymyślać je z innymi, znów ludzie. Tak ludzie są bardzo ważni i bycie z nimi.

W ramach zmienności i ryzyka też zaczęłam pływać, jeździć na rowerze i tańczyć.

Każde takie ryzyko się opłaca. Moje ryzyko.

Jasne, że u Wandy to było większe ryzyko, trochę jak walka z żywiołem, bywa, że taki żywioł pokona człowieka, świadczą o tym liczby wspinaczy himalaistów, którzy zginęli. Ale to też decyzje czy zejść wcześniej, czy zrezygnować. To jakby podejmowanie większego ryzyka, w tym ryzyku, które już zostało podjęte. Ryzyko piętrowe, można nie brnąć dalej.

Wielu ludzi wierzy, czy wierzyło, że Wanda nie zginęła wtedy w górach, tylko zeszła inną stroną i postanowiła żyć inaczej samotnie gdzie indziej, że miała dość i chciała coś zmienić, a mogła w ten sposób. Myślą tak, zwłaszcza, że nie znaleziono ciała. Myślą tak też dlatego, że zawsze dobrze mierzyła siły na zamiary, że warunki jej organizmu pozwalały na duże wyzwania, że wiedziała ile potrafi przetrwać i w jakich warunkach.

Tego, jak było być może nikt się nie dowie na pewno.

Nadal , przypominając sobie ten film mam wiele myśli i refleksji, dotyczących życia, miłości, drogi, realizacji, i wcale nie czuję smutku, raczej nadzieję i siłę.

Myślę, że na koniec mogłabym napisać, że na pewno nie można zaprzeczać w życiu swoim pasjom i pragnieniom i mimo że zdarzają sie różne dni i i chwile i przeszkody, to warto iść do przodu, biorąc co nam życie daje, sięgając po to ale iść i nie tkwić w miejscu, a gdy się wydaje, że iść się nie da, że ściana, to wymyślić, pozwolić sobie na taką drogę, którą da się pójść. Bo jest zbyt wiele dróg na świecie, także tych „nie odkrytych”, by w ogóle myśleć, że nie znajdziemy takiej dla nas. Ona na pewno jest.

Obejrzyjcie ten film, znajdziecie w nim na pewno coś dla siebie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *