Bez kategorii

Jutro będzie nasze – ci, którzy nie byli na filmie niech czytają tylko do rozwinięcia tego posta, bo ten film trzeba zobaczyć bez czytania spoilerów.

Trwają wakacje, więc czasu niby więcej a jednak paradoksalnie mniej. Zależy co zamierzamy i co robimy.
Zanim więc napiszę o wakacjach i moim tegorocznym wyborze spędzania ich, to jednak muszę napisać kilka słów o filmie, na którym byłam, on jeszcze w kinach jest grany, więc można sprawdzić samemu.

Waham się jak i co napisać, bo film ważny, czułam podskórnie, że ważny będzie. Okazał się też mijscami zaskakujący, chociaż wydawałoby się, że w jakiś sposób przewidywalny, a jednak mnie zaskoczył, szczególnie końcem. Nie powinnam pisać jak, ani czym mnie zaskoczył, bo to będzie spoiler, a w tym filmie potrzebne jest to zaskoczenie. Jeśli oczywiście wystąpi w nas, ale potencjalnie może.

Myślę, że jednak powinnam napisać coś o swoich odczuciach i skąd one się wzięły.
Czuję, że zachowuję się teraz jak Tewje Mleczarz przed podjęciem decyzji, bo z jednej strony….. ale znów z drugiej strony…..
Kto oglądał Skrzypka na dachu, ten wie o czym piszę 😉

No dobrze, w tytule będę ostrzegać, że jak ktoś nie chce być nastawiony w żaden sposób ani też nie chce mieć zepsutego pierwszego wrażenia, niech nie czyta tego posta po rozwinięciu 🙂

“Jutro będzie nasze” to film nie tylko dla kobiet. Film jest nakręcony w wersji czarno-białej i to dobry zabieg.
Po pierwsze akcja filmu dzieje się we Włoszech, które uwielbiam osobiście, to kraj w którym mogłabym mieszkać, ale do rzeczy. Powojenny Rzym i kobiety, które żyją w patriarchalnym świecie, które nie mają prawa do głosu, których mężowie są panami i władcami, mogącymi, gdy im się spodoba ukarać kobietę, wymierzyć jej policzek, zabronić, rozkazać i to jest normalne życie.

W takich domach od kobiet się wymagało, ale kompletnie nie szanowało ich. I to jest pokazane. Pokazane jest też jak nadchodzą zmiany, gdy pojawia się żołnierz amerykański, który jest symbolem nowego świata, nadziei, jego relacja z bohaterką.

Delia, główna bohaterka, w którą wciela się sama reżyserka postanawia zawalczyć o siebie, o miłość, bo, tam, gdzie brak szacunku, miłość się kończy albo w ogóle jej nie ma. Wszystkim się wydaje, że walka będzie polegać na tym, że Delia wyzwoli się z klatki małżeństwa, ucieknie, ale to nie tak, zmiany to proces i chodzi o coś więcej niż o zmianę jednostki. To czas powojenny we Włoszech, to moment kiedy kobiety mogą coś zmienić, kiedy mogą uzyskać prawa, zmienić stosunek do siebie, dać przykład innym i młodszym kobietom.

Film jest trochę czarną komedią, a trochę dramatem. W pewnym momencie miałam ambiwalentne odczucia, bo zaskakuje kilka zabiegów, jak symboliczne pokazanie przemocy domowej, nie wprost, a poprzez taniec. To jednak bardzo dobry i ciekawy pomysł, dość już mamy tego realizmu, hiperrealizmu a w rzeczywistości pokazywania wszystkiego wprost i w sposób przesadzony: bebechy, krew, naturalizm.
A tu niespodzianka, niekonwencjonalna scena. Może i ryzykowne zabiegi, ale one bardzo się opłaciły, bo wg mnie dają efekt i odświeżają kino w pewien sposób

Na tym filmie czasami się śmiejemy, a czasem, jak ja, mamy szansę zapłakać, bo naprawdę wzrusza.
Warto też zwrócić uwagę na sytuację córki i jej życie, zakochanie, piękne gesty narzeczonego, potencjalne małżeństwo, to wszystko coś bohaterce przypomina, być może życie jej samej, które później z zachwytu staje się kieratem, tak jak tysiąca innych kobiet, zadajemy sobie pytanie czy będzie w stanie przestrzec córkę przed tym, pokazać jej inną drogę?

To jest ważny film, kobiety ciągle potrzebują wsparcia i wiary w siebie. Od tamtych czasów minęło mnóstwo lat, ale nadal bywa i nie tylko we Włoszech, że brak szacunku wyklucza miłość, że trzeba walczyć o siebie i swoje prawa, nie w tak oczywisty sposób ale jednak.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *