No i obiadu dziś nie będzie. Ale i tak jestem szczęśliwa, leżę w szpitalu po operacji i już odtajają mi nogi. To znaczy wraca czucie. Miałam taki zabieg, że znieczulenie połowiczne i najgorsza jest nie sama operacja, ale to czekanie, aż znów poczuję swoje nogi.

Poprzednia moja operacja była dla mnie niewiadomą, a tym razem już wiedziałam co mnie czeka. Strach i tak był, chyba zawsze jest.
Dla odmiany może więcej napiszę teraz o szpitalu niż wtedy, bo wtedy praktycznie tylko to co w strumieniu opowiada o szpitalu. Ale i tak zacznę co przed.
Oczywiście przed znów chciałam zrobić co tylko się da. Być jeszcze na basenie, a raczej kąpielisku, nagrać odcinki nowe na You Tube. Zdążyłam też wyrobić całej rodzinie karty EKUZ. No i przede wszystkim zrobić z Brzoskwinią dwa ciasta. A potem posprzątać bałagan.
To wszystko było tak bardzo ważne i nie miałam czasu aż tyle myśleć o operacji dzięki temu.
Bo wcale to nie takie proste nie bać się.
Sama operacja była dla mnie chyba przygodą. Bo wcześniej wszystkim lekarzom mówiłam, że na poprzedniej zemdlałam przy podawaniu znieczulenia w plecy, no i teraz doktorzy wzięli na to poprawkę. Na salę operacyjną wiózł mnie ten sam co w 2018 roku pan Jerzy – pielęgniarz. Ale nie pamiętałabym jak ma na imię gdyby nie mój wpis z tamtego roku. Później wszyscy lekarze i pielęgniarze byli naprawdę mega pozytywni i dowcipni. Humor jest bardzo potrzebny i przed i po. Pani doktor anastazjolog była bardzo wspierająca. W trakcie operacji, kiedy byłam wpół przytomna, czułam się bezpieczna i przy cięciu, wycinaniu, i przy szyciu. Po, na sali wybudzeń, była trójka pielęgniarzy i zwłaszcza jeden z nich, pobudzał pacjentów do rozmów, zabawiał dowcipem, żartował. A przy tym dawal takie wsparcie w tych najtrudniejszych momentach, gdy pacjenci są bezwolnymi klockami zdanymi na lekarzy i pielęgniarzy. To takie piękne spotkać takich ludzi, po których widać, że to co robią, robią z pasją, że kochają świat i ludzi. To dzięki nim tak dobrze się tu czuję. W sali jestem z dwoma wspaniałymi paniami. Jedna ma 92 lata i to tak piękny wiek, patrząc na nią chce się dożyć tylu lat, tak jasny umysł, takie umiłowanie życia, patrzenie pozytywne na świat. Druga pani podobnie, widzi życie w jasnych kolorach, a przecież każda z nich przeszła niejedną operację i żyje z różnymi schorzeniami. Ale to pozytywne patrzenie na świat czyni je szczęśliwymi. Pomagamy sobie tu.
Po poprzedniej operacji szybko wylądowałam w kinie z dziećmi bo akurat był festiwal i byłam tam jeszcze z zabandażowaną nogą czyli przed zdjęciem szwów. I teraz mnie kusi jak tylko wyjdę, by pójść do kina

Ps. Obiadu nie było ale kolację już udało się dostać 🙂 pani doktor zlitowała się nad moim głodem

Ps2. Asiecka też mnie dziś odwiedziła 🙂 Szczęście naprawdę jest wszędzie, tylko trzeba je dostrzec.