Bez kategorii · Blog · Mikro i makrowyprawy

Bez termosu w Tatry – Dolina Roztoki i Pięć Stawów

Ta wyprawa zaczęła się od tego, że, chcąc zaoszczędzić czas, wzięłam do pracy termos i tam zaparzyłam herbatę. By wziąć już gotową i nie robić tego w domu. Chociaż tego, przed wyjazdem w Tatry, po 15.00. Tylko jak najszybciej wyjść i jechać. Ale zrobiona herbata została w pracy. A w domu nikt nie zrobił wcześniej kanapek na drogę i jeszcze dopiero się pakowali. Dzieci, pakując się, chociaż mają doświadczenie w wyjazdach, pozapominały np. skarpetek, peleryny przeciwdeszczowej, pozapominałyby więcej, gdybym nie kazała im wziąć kilku rzeczy.

Ale to w ogóle nie tragedia. Mieliśmy dojechać do parkingu Palenica Białczańska i tam zostawić samochód,
a z plecakami iść na nocleg do schroniska w Dolinie Roztoki. Około godziny drogi. Na parking dojechaliśmy po 22.00, mogliśmy wjechać, bo płaciliśmy on-line, bo o tej porze z obsługi nie ma żywego ducha. Oczywiście ważne, że mieliśmy latarki-czołówki, bo bez tego ciężko byłoby dojść. Do Wodogrzmotów Mickiewicza droga jest prosta asfaltowa, ale już stamtąd w dół, typowo leśna po kamieniach. Po drodze widok nocny na kontury Tatr, kilka osób mijanych z czołówkami, z daleka jak świetliki, księżyc w pełni i dość głośny hałas w zaroślach, jakby coś upadło. drzewo to, czy zwierzę, nie wiadomo. Szliśmy dalej.

Ale droga była nocą piękna, tak miło jest przebyć tę trasę w ciszy i spokoju, trasę, gdzie tłumy ludzi dziennym asfaltem idą na Morskie Oko. W Schronisku wprawdzie, w naszym wieloosobowym pokoju wszyscy już spali ale, dzięki temu, że inni spali, nie musieliśmy czekać na łazienkę.
Prysznic po tej drodze z plecakami i długiej podróży, przydał się.
Myślałam, że zmęczenie każe nam długo spać ale nie, wstaliśmy już po 6.00 i po bardzo smacznym śniadaniu ruszyliśmy wcale nie na Morskie Oko, tylko do Doliny Pięciu Stawów. Cudowne widoki, malowniczy szlak, chociaż trochę wymagający. No i po drodze wodospad Wielka Siklawa.

Prognoza pogody mówiła, że będzie deszcz no i był. Z przerwami na szczęście no ale potem było co suszyć.
W drodze do Schroniska w Dolinie Pięciu Stawów nawet zaświeciło Słońce przy wodospadzie ale później zaczęło padać już na serio. Chociaż było pięknie i może, dzięki temu mniej, mimo wszystko, ludzi na trasie, niż gdyby była piękna pogoda.

Pamiętam krajobraz Pięciu Stawów sprzed 20 lat i wtedy tam naprawdę było mało ludzi, a nawet prawie nikogo, rzadkie spotkania, cisza i spokój, no cóż w obecnych czasach, to prawie niemożliwe, chyba, że nocą. Jak przy Wodogrzmotach nocą. Krajobraz cudowny, chce się wracać. Do Schroniska szliśmy zielonym szlakiem od Roztoki, natomiast wracaliśmy czarnym częściowo.

Przy samym schronisku chciałam się nagrać z herbatą, bo tego mi najbardziej było trzeba (oczywiście z powodu braku termosu), herbata duża z cytryną w Pięciu Stawach jest mega dobra. Nagranie nie wyszło przez mój nieprzygotowany i zawalony zdjęciami telefon, ale też przez deszcz, który rozmywał litery w notesie i trochę przez lisa, który się nie bał turystów.

Deszcz nas prowadził w dół ale po pierwszym odcinku drogi odpuścił i tylko towarzyszyły nam chmury.

Cudownie jest po takiej wyprawie wracać do Schroniska na nocleg, do pokoju z piętrowymi łóżkami :), wszystko, co mokre rozwiesić w suszarni, super sprawa, naprawdę skuteczna, nawet buty tam się suszyły. Prysznic, pogaduchy z innymi, jak się okazało trafiliśmy na prelekcję, bo wieczorem miały się odbyć Urodziny Rafała Malczewskiego, tego malarza, taternika, narciarza. Prelekcję prowadził Wojciech Szatkowski z Muzeum Tatrzańskiego im. Dr Tytusa Chałubińskiego w Zakopanem.
Cudowne w takim miejscu słuchać tak porywającej opowieści o wspaniałej ciekawej osobie.
Przed prelekcją jeszcze zdążyłam nagrać wiersz w deszczu.

Później zanurzyliśmy się w świecie malarza i w czasach Tatr sprzed wielu lat.

Tak mogę żyć.
I nie szkodzi, że wróciłam stamtąd z bólem gardła i utknęłam w domu na ponad tydzień.
Teraz powiedziałabym tak jak jedna z moich młodych poetek z Hurtowni, po tym jak poszła z nami do Ogrodu Botanicznego czytać wiersze Szymborskiej, a nawet jeden publicznie zaśpiewać do spontanicznej własnej melodii. Też się tam przeziębiła, ale warto było.
Ja też powiem tylko, że WARTO BYŁO.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *