Znalazłam dla siebie idealny trening. Po którym nic nie boli, wytrzymuję tempo, mogę sobie pozwolić na godzinę raz w tygodniu, finansowo nie zarzyna. Nie czuję stresu po prostu czuję się świetnie nawet, jeśli zmęczona na maksa.
Ten sport to taniec. Na dodatek intuicyjny. Taniec, który tańczy się samemu bez żadnych ram. Bez ograniczeń i instrukcji. Prawie. Jak się okazuje, są ludzie, którzy to kochają i robią to tak, jak ja.
Najbardziej dziwię się sobie, że przez lata chciałam zapomnieć, co jest naprawdę dla mnie ważne i temu zaprzeczyć. Nie wyszło.
A teraz po prostu utrzymuje mnie w formie i flow.
Wiecie co, życzę każdemu, by znalazł w życiu takie flow, które będzie rzutować na inne sfery życia, będzie oświetlać inne czynności i drogi, którymi idzie. Dawać satysfakcję, być terapią na co dzień lepszą, skuteczniejszą niż kanapa u psychoanalityka 😉