Gdy się wyprawi jedno dziecko na zimowisko i to narciarskie, to nie ma co wracać do szarego domu i tkwić resztę niedzieli tak po prostu, udało mi się namówić męża i drugie dziecko, w sumie to nie mieli wyjścia przy mojej determinacji 😉 I wcale nie od wczesnego rana tylko gdzieś grubo po 11.00 pojechaliśmy w Rudawy Janowickie, by sobie zimową porą wejść na Sokolik.
Głównie jechałam po śnieg, ale już w trasie zamiast śniegu pojawiło się słońce i już wtedy poczułam się jak w domu. Mam tu na myśli to poczucie, gdy dom nosimy w sobie i tworzymy go rozdając dobre emocje, uśmiechy i życzliwość. To jest właśnie dom, a gdy w domu po prostu wydaje się nam smutno, dobrze wybrać się w podróż i dom odnaleźć w sobie i zacząć móc go dawać. Dom poza domem, dom w sercu.
Słońce było piękne, a i pojawił się śnieg. Zaczęliśmy wchodzić z parkingu na Przełęczy Karpnickiej. Śnieg już trochę roztopowy, gdzieniegdzie lód, czasem woda. Zdecydowaliśmy się założyć raki, bo jednak niebezpiecznie, a tam i podejście i zejścia po lodośniegu.
Mało ludzi na trasie, bo nie dość, że już popołudnie, to jeszcze zima.
Była już 15.00 , gdy zaczęliśmy wchodzić. Na szczęście trasa jest krótka i też luty, więc troszkę już dłużej jasno.
Powitała nas Wanda Rutkiewicz na muralu po drodze, no a potem już krajobrazy.
Na trasie znaleźliśmy przepiękną rzeźbę z pnia pozostałego po drzewie. Robi wrażenie.
Po drodze minęliśmy też Skały Husyckie.
W sumie idzie się tam około godziny, szybko byliśmy u stóp Sokolika
Okazało się że wchodziliśmy i schodziliśmy na szczyt w bardzo malowniczej porze dnia, gdy słońce już było nisko. Zobaczcie jak pięknie.
Idealnie udało nam się zejść przed zmrokiem. Mimo, że po drodze i przystanek, piknik przy skałkach , a ja zdążyłam zrobić dwa nagrania na YT.
Góry w zimie są piękne, spróbujcie 🙂