Poezja wylewa się z mojego kompletnie ciemnego od gęstej szarości stycznia. Na razie tkwię w tej gęstości jak w jakiejś glinie, błocie, ale nie ugrzęzłam na dobre, jeszcze nie, dzięki poezji w moim życiu.
Dopiero co, bo wczoraj miałam promocję swojego najnowszego tomiku “tysiąc genialnych galaktyk”, która miała miejsce w Klubie Muzyki i Literatury we Wrocławiu. Ta promocja to trzy książki wydane w serii z kołatką, dzieliłam więc ten wieczór z dwoma autorami: Krzysztofem Charą, który wydał “Porzeczki” i Robertem Gawłowskim, autorem “Peregryna”.
Ich wiersze są bardzo interesujące, zarówno dobrze się ich słucha, jak i czyta i rzeczywiście, tak jak mówił o naszych książkach prof. Waldemar Okoń, są skrajnie różne w stylu i przekazie. To, u jednego z poetów poezja drogi, u drugiego całe połacie życia w poetyckiej narracji. U mnie… sama nie wiem, spora dawka miasta i dzielnicy. Tu można posłuchać o naszych książkach oraz posłuchać samych wierszy.
Właściwie już w poniedziałek dotknęłam poezji za sprawą 10 rocznicy śmierci Czesława Rodziewicza i w związku z tym wieczoru poświęconego jego twórczości w Saloniku Trzech Muz, niewielkim klubie osiedlowym, którego był współzałożycielem. Przez lata byłam związana z tym klubem, przez lata też spotykałam tego niezwykle ciepłego i pogodnego człowieka, nota bene twórcę sztuki pogodnej, liściaków i haftu wrocławskiego.
Dziś jednak znów obudził mnie ciemny ponury dzień, skoro na dworze nie ma co szukać inspiracji i radości, trzeba poszukać gdzie indziej, spojrzałam więc na repertuar niezawodnego kina Nowe Horyzonty. Rozważałam różne filmy wieczorową porą, ale zaintrygował mnie tytuł Bettina w ramach tygodnia kina niemieckiego. Tu możecie przeczytać o filmie kilka słów
Najpierw jednocześnie trochę zniechęcał, bo film niemiecki, nie przepadam za tym językiem, nigdy się go nie nauczyłam porządnie, ledwie liznęłam, rzadko toleruję w słuchaniu. No ale film o poetce, autorce piosenek, na dodatek bibliotekarce z zawodu, to mnie zaintrygowało, to interesuje mnie osobiście i programowo. Dokument, ciekawe, ale czy na tyle, by obejrzeć, czy to coś, czego mi trzeba?
Jednocześnie, nie ma co się wahać za długo, gdyż we Wrocławiu ten dzisiejszy seans to była jedyna szansa na obejrzenie tego filmu. Takich szans się nie przepuszcza, gdy intuicja podpowiada, że tak właśnie, teraz koniecznie warto zaryzykować. Pomogła w tym dobra pora seansu, bo ja matka-literatka nie umiem nie myśleć o tym, gdzie moja nieobecność, czy nieobecność rodziców w domu zrobi najmniejszą szkodę. Bo dzieci jeszcze nie będą przeciągać godziny pójścia spać w nieskończoność, gdy nie ma nikogo w domu, wcześniej mogły się pouczyć, poodrabiać zadania a o 19.00 niech sobie robią chwilę co tam chcą 😉
Intuicja nie zawiodła, od dziś słucham piosenek po niemiecku z zachwytem i uwagą. Po pierwsze jestem pod bardzo dobrym wrażeniem samego filmu, bardzo ciekawie skonstruowanego dokumentu, wywiadu przeplatanego piosenkami, faktami z życia Bettiny, fragmentami jej przesłuchania, gdy była aresztowana politycznie, wszystko na tłe historycznym. Jej życie toczyło się między Berlinem Wschodnim i Zachodnim.
Ale jestem przede wszystkim zachwycona samą bohaterką, Bettiną Wegner, jej przepięknymi piosenkami, przejmującymi tekstami, jej życiem, życiem kobiety niezależnej, mającej odwagę żyć tak, jak chce. Pieśń, w której układa swój własny dekalog, to cudowny przekaz tego, co w życiu naprawdę jest ważne. Reżyser Lutz Pehner wykorzystuje ten jej dekalog, by odnosić się do niego przez cały film. To piosenka Gebote
…Stój prosto, gdy inni siedzą
nie płacz, gdy cię zranią
nie pogrążaj się w dobrobycie….
Posłuchajcie
I jeszcze jednej piosenki
Tak naprawdę miałabym ochotę od razu obejrzeć film jeszcze raz.
Liczę na niezawodne nh, poczekam.