Skoro chce tak po prostu iść do przodu w nowym roku to zaczynam wpis w drodze. I będę pisać w trakcie. Bo właśnie jedziemy z przyjaciółmi na wycieczkę. I orientacyjnie tylko wiem gdzie. Jedziemy do Sokołowska. Nie wiem gdzie pójdziemy i jakim szlakiem. Polegamy na naszych przyjaciołach.
Graliśmy już w wymyślanie imion na konkretną literę ale tylko znanych nam ludzi i zwierząt. Potem w wymienianie bajek.
Trudno jest pisać w drodze. Zaczęliśmy od poznania Sokołowska. Nazwa wzięła się od tego człowieka.
Sokołowsko jest znane z sanatoriów. Piękny remontowany Grunwald. To tutaj leczono gruźlicę.
W Sokolowsku też mieszkał Krzysztof Kieślowski, a jego matka pracowała w miejscowym kinie. Stąd festiwal filmowy tutaj.
My z Sokołowska wybraliśmy się na Bukowiec. Było dość ślisko i błotniście, szlak ostro w górę. Po drodze braki zasięgu. Dlatego właśnie nie dało się pisać na postojach.
Na początku szlaku minęliśmy stary niemiecki cmentarz przedwojenny, właściwie jegoresztki.
Na górze udało nam się trochę wejść we mgłę, i mroczne klimaty lasu, ale też wyszło na chwilkę słońce 😀
Z Bukowca przeszliśmy czerwonym szlakiem do “Andrzejówki” i tam chwila oddechu po tych błotach i dość męczących podejściach.
Z “Andrzejówki” prosta droga powiodła nas z powrotem do Sokołowska, by jeszcze przed powrotem odpocząć kawiarni, ale też zaopatrzyć się w pocztówki, w sojową świecę, dowiedzieć się, że to w Sokołowsku dzieje się najnowsza powieść Tokarczuk “Empuzjon”. No i, skoro szybko ciemno, to nagrać chociażby świeży wiersz na You Tube w urokliwej Kino Kawiarni “Zdrowie”, pełnej książek i filmowej atmosfery.
Pośpieszny trochę ten wpis, ale samym Sokołowskiem i jego budynkami jestem zaintrygowana i bardzo się ciesze, że dałam się tam zawieźć tak bez nastawienia, szukania informacji, jakbym w czarną dziurę jechała. lubię jechać, by odkrywać.
W Nowym Roku więc życzę Wam wielu wspaniałych odkryć na różnych polach i przestrzeniach, nie zamykajcie się w klatkach własnych ograniczeń.
to teraz dla uzupełnienia trzeba przeczytać “Empuzjon” Olgi Tokarczuk
Oj tak, no trzeba, trzeba. Czasem muszę gdzieś pojechać najpierw, by później móc czytać książkę z głębszym dnem, tzn. dla mnie pełniej, bo przez doświadczenie miejsca , o którym jest. A to już jakby wartość dodana książki 😉
Tymczasem na razie jestem bogatsza o wiersze Ilony Witkowskiej, która, jak się okazuje tam mieszka.
Przy okazji taka refleksja, wiersz można przeczytać na pniu, a nawet ich kilka i od razu nosić je w sobie, na prozę trzeba więcej czasu. 🙂