Blog

Szlak kajakowy na Parsęcie Karlino – Miechęcino

Dość rzadko pływam kajakami, okazjonalnie, w sumie kilka razy w życiu i zawsze pomagały mi wiosłować silniejsze ręce. Ale gdy wybieramy się na kajaki całą ekipą z dzieciakami, to najpewniejsze jest to, że to nasze ręce będą tymi silniejszymi.

Potrzebowaliśmy 5 kajaków i musieliśmy dowieźć je do Karlina. Kajaki można wypożyczyć na cały dzień. Drugi samochód musieliśmy zostawić w punkcie docelowym. Tym punktem była dla nas wieś Bardy.
Nie wiedzieliśmy do końca jaka jest ta trasa, tylko orientacyjnie, pogoda była ładna, bo trochę słońce ale chmury ciągle pałętały się po niebie, przybierając różne kolory, do ciemnostalowych włącznie. Dlatego i deszcz nas spotykał po drodze.

Rzeka okazała się wcale nieuregulowaną rzeką ze sporą ilością drzew, pod którymi trzeba było się mocno schylać, przepływając, omijać, przedzierać się przez wąskie przesmyki. Nie nudziło nam się. 😉

Był też moment, że nie wiedzieliśmy do końca gdzie płynąć i trzeba było zawrócić i przenieść kajaki.

Były i momenty niebezpieczne, które są zależne od pogody, na przykład takie uskoki, próg, gdzie kajak musi w odpowiednim miejscu się ześlizgnąć niżej po „schodku”, trzeba uważać, by kajak płynął prosto, bo, gdy obróciłby się bokiem to w takim miejscu można się nawet utopić, co właśnie w Pyszce na Parsęcie jakiś czas temu miało miejsce. Bokiem ciężko przy tym prądzie odwrócić kajak z powrotem, prosto. Nie byliśmy tego świadomi, to jest takie uczucie, że płynie się spokojną rzeką, aż nagle słyszy się szum większy, taki mini wodospadzik i nie wiadomo czego się spodziewać, dla bezpieczeństwa lepiej płynąć brzegiem lub nawet przeprowadzić kajak lądem. Co część z nas próbowała. My jednak popłynęliśmy środkiem i łagodnie spłynęliśmy w dół, tylko trochę wody do kajaka się nalało. Ale gdyby było jeszcze mniej wody w rzece, mogłoby być gorzej, natomiast gdyby było więcej wody, tak, że uskok byłby nią przykryty, w ogóle wtedy nie byłoby problemu, bo płynęłoby się gładko. Informacji, ostrzeżeń nie ma żadnych, a ten odcinek na Parsęcie, którym płynęliśmy i tak jest podobno łagodniejszy od innych.
Z tego odcinka nie mam zdjęć, bo jednak trzeba było uważać.
Opisuję nasz szlak z punktu widzenia amatora. Nie mającego doświadczenia. Pod sam koniec z kolei rzeka była szeroka i płynęło się bardzo malowniczo, lasem, jednak płynęliśmy późno i oceniliśmy, że nie damy rady dopłynąć do naszego miejsca docelowego.

Wysiedliśmy więc godzinę wcześniej. Dobrze mieć kogoś znajomego, do kogo można zadzwonić żeby podwiózł nas do samochodu. My tak zrobiliśmy. Miejsce było piękne ze stanowiskiem na ognisko i placem zabaw, stołami drewnianymi. Miechcęcino.

Tylko samo wysiadanie po tylu godzinach zmęczenia było z mojej strony nieostrożne, Teraz wiem, że zawsze trzeba uważać, bo gdy wysiada się z głębszej wody, ktoś powinien trzymać kajak, a nie tylko go przywiązać. Wysiadając bez pomocy niestety za późno zauważyłam, że kajak się odwiązał i odpływa od brzegu, no i wpadłam. Nie umiem pływać, więc dobrze, że miałam kapok, moje uczucia w momencie zanurzenia to panika pomieszana z opanowaniem. W panice nie czułam dna pod stopami i oczywiście napiłam się wody, natomiast dzięki temu, że mąż podał mi wiosło, gdy już się chwyciłam go i tego kajaka, to zaraz inni pomogli mi wyjść na brzeg.

Wypadek może się zdarzyć wszędzie, piszę o tym byście nie lekceważyli kapoków i jednak je mieli na sobie, nawet jeśli ktoś umie pływać, nigdy nie wiadomo jaki będzie prąd na rzece i gdzie jest dno. A i też nie ma co lekceważyć wysiadania.
Wszystko się skończyło dobrze, ale to kolejne doświadczenie, które uczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *