Blog

Od festiwalu do festiwalu – kino!

Zdjęcie pochodzi ze strony https://www.kinonh.pl/

Jak dobrze, że w moim mieście jest kino nowe horyzonty, w którym nie unosi się zapach popcornu, ale kawę lub doskonały napar pochmurną jesienią można wypić. Kino z rozmachem i przestrzenią, a jednak kameralne. W którym oddychać pełną piersią można nawet w maseczce. Takie, z jednej strony industrialne we wnętrzach, ale z drugiej przypominające przytulne mieszkanie wkomponowane w przemysłowe pomieszczenia, na miarę loftów. Jak dobrze, że tu właśnie, co chwilę odbywają się jakieś tematyczne festiwale, pretekst do pobycia w przestrzeni, która mieści się gdzieś między rzeczywistym kinem, a teatrem.

Jakiś czas temu, początkiem października odbywał się tu festiwal “Kino dzieci”, na którym bywam już od ładnych kilku lat z dziećmi swoimi i nie tylko. W tym roku prawie przegapiłam ten moment ale udało się jednak na sam koniec, za to ustrzeliliśmy dwa całkiem ciekawe filmy.
Pierwszy to japońskie anime. Moje dzieci lubią i delektują się tym gatunkiem, więc od razu była chęć pójścia na nowość.
“Bell”, można powiedzieć, to film który jest, jak najbardziej na czasie, pokazuje nowoczesne technologie, a jednocześnie zagląda do tradycji baśniowej, wszystko to może być życiem, jak się okazuje. Wszystko się przeplata. To przewrotne pokazanie, że nowoczesna technologia, na którą tyle się narzeka w kontekście wciągania młodzieży i dzieci, i robienia im wody z mózgu, może jednak pomóc w życiu, uzdrowić psychikę, stać się wsparciem, trampoliną i narzędziem pomocy dla innych. Ale…. oczywiście odpowiednio wykorzystana, inteligentnie i z intuicją. Suzu poznajemy jako nastolatkę, która po śmierci swojej mamy nie ma w sobie żadnej radości życia. Smutek i trudne emocje blokują też jej talent, umiejętność śpiewania, która kojarzy jej się z matką. I tu właśnie pomaga wejście do wirtualnego świata U, gdzie Suzu pod avatarem Bell przełamuje swoje ograniczenia, przekracza bariery, zaczyna żyć i wierzyć w siebie. To w tym świecie spotyka bestię, oczywiście to też czyjś awatar, postać znienawidzoną przez wszystkich internautów. Tylko dzięki temu, że osoby skrzywdzone przez los szukają pomocy jako anonimowe awatary w wirtulanym świecie, tutaj ta pomoc zostaje udzielona. Z wirtualnego świata w końcu wyłania się realny, w którym tak ważne są relacje, zauważenie i nie pozostawienie drugiej osoby, odpowiedź na jej wołanie. Film pokazuje jak wirtualny świat i technologia może stać się dobrym narzędziem do tego, by naprawić relacje, pomóc komuś w świecie realnym, zobaczyć jego problem, znaleźć go.
W filmie poruszone zostają problemy smutku po stracie bliskiej osoby, wykluczenia, przemocy domowej, przełamania swoich oporów i nieśmiałości.
Oczywiście, skoro rzecz jest o dziewczynie, która ma talent do śpiewania, film zachwyca również pięknymi piosenkami.

Brzoskwinia ma na swoim koncie obejrzanych już kilka anime ale siedziała tak zachwycona, że praktycznie po seansie chętnie obejrzałaby go jeszcze raz.
Zdecydowanie polecamy.

Drugi z filmów, na który udało nam się wybrać to ekranizacja książki, “Nelly Rapp – Upiorna agentka”. Nelly to bohaterka serii książek dla dzieci.
Tutaj już trochę nie dowierzałam od początku filmu, że dobrze zrobiłam zabierając Brzoskwinię na to i wydawało mi się, że to może kiepski wybór, bo niby familijny film, ale nieco mroczny; upiory, duchy, strachy, tajemnicze zakamarki, napięcie na miarę horroru. No ale to jeden z gatunków filmowych i dzieciom taka dawka adrenaliny nie zaszkodzi. Dawka przygotowana na miarę dzieci.
Nasza bohaterka, znów nie ma mamy. Tak jakoś ten festiwal dla nas upłynął pod znakiem dziewczynek, które muszą uporać się z nieobecnością i utratą rodzica. Zapracowany ojciec zawozi ją na wakacje do wujka, gdzie mała dowiaduje się kim tak naprawdę była jej mama. Niedaleko pada jabłko od jabłoni i wkrótce to, co straszne, okazuje się dla Nelly i jednocześnie dla nas-widzów czymś, co trzeba po prostu oswoić i zrozumieć i z tym się pogodzić. W tym filmie podobało mi się to, że w wątkach duchów, upiorów, przemycone zostały problemy akceptacji, odosobnienia czyli po prostu mamy wątek tolerancji i zrozumienia, które są obecne w każdym świecie.
Nie chcę zdradzać fabuły do końca, myślę jednak, że mimo, że pozornie banalny i rozrywkowy film, to jednak warto te problemy podskórne dostrzec. A Nelly nie jest tu jedyną dziewczynką, która zostaje bez mamy i nęka ją samotność, tam gdzie nasze braki, tam czasem rodzą się przyjaźnie, które mają prawo wyrastać na bazie podobnych życiowych doświadczeń. Skosztujcie, ja, ani Brzoskwinia nie otrułyśmy się 😉

Zdjęcie pochodzi ze strony https://www.kinonh.pl/

To był festiwal dla dzieci. A tymczasem znów na sam koniec ląduję w kinie na animacji w ramach “Azjatyckiego Festiwalu Filmowego Pięć Smaków”. Tym razem film produkcji Hongkong, więc inny rodzaj animacji, ale również dość ciekawy.

Zdjęcie pochodzi ze strony www.filmweb.pl

Hongkong lat 60-tych, wszystko kręci się wokół miłości, jak życie przecież, więc wszystko polega na szukaniu jej oraz znajdowaniu zupełnie przypadkiem. Los łączy drogi życiowe studenta Ziminga, który przyjeżdża na studia do miasta i pani Yu, która szuka korepetytora dla swojej córki. Ziming najpierw poznaje panią Yu, starszą sporo od siebie kobietę, przypadkiem ma na to czas, gdy Mailing-córka spóźnia się na pierwszą lekcję. I to już pierwsze zwolnienie w filmie, przestrzeń do rozwoju wydarzeń, myśli emocji i uczuć, zarówno w bohaterach, jak i w widzach. Tak budzą się namiętności, przypadkiem. Miłość rozwija się na tle wydarzeń tamtych lat, na tle życia miejskiego. Na tle rewolucyjnych wspomnień i obecnych protestów. Nieoczywisty trójkąt miłosny, wybory, zrozumienie, akceptacja. Wszystko dzieje się tak, że mamy przestrzeń na obserwację i refleksję, dłużyzny są miejscami na naszą myśl i wcale nie są dłużyznami, tak naprawdę są hipnotycznymi obrazami. Tu wyobrażenia, doświadczenia przenikają się, reżyser potrafi, pokazując nam jakąś scenę, jednocześnie pod tą sceną pokazywać drugą, jakby film był warstwowy, a jednocześnie przenikający się jak we śnie, jak w naszej wyobraźni, oczekiwaniach i pragnieniach. Zachwyciły mnie sceny; gdy pani Yu rozpoczyna lekturę, wejście w tę lekturę jest niesamowicie naturalne, pięknie pokazane rozsypywanie się kartek – to wejście do książki, poruszanie się w niej, wyobraźnia gra tu główną rolę i później też, gdy z kolei spod postaci bohaterów książki wyłaniają się osoby rzeczywiste. Warstwa odsłania kolejną warstwę. Tu każda chwila jest ważna, każda obserwacja, gest, grymas, trwa tyle, ile potrzeba, byśmy dostrzegli ich znaczenie i cel.
Scena erotyczna, która może się wydawać przesadzoną, też ma swoje znaczenie, to znów praca z wyobraźnią i to kilku osób jednocześnie.
Warto zobaczyć ten film, nastawiając się na zwolnienie w czasie, na płynięcie i jednocześnie analizę uczuć.

Dla mnie festiwale niosą zawsze niespodzianki, nie poszłam już na ostatni film ostatniego dnia festiwalu, chociaż nosiłam się z zamiarem, nie poszłam w dużej mierze dlatego, by dłużej pobyć z “Ulicą Wiśniową nr 7”
Czasami tak jest, że jedno musi drugiemu zrobić przestrzeń.

Ale już czekam na kolejny festiwal filmowy 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *