Blog

Na noc w góry z dzieckiem? Tak

Dawno już chciałam to zrobić, pojechać na kilka dni w góry i nocować z dziećmi w schronisku.
Jak to zrobić? Rezerwować nocleg trzeba sporo wcześniej, zaplanować, bo dużo miejsc jest zajętych, rezerwacje na dużo do przodu, no ale od czego nadzieja i nieprzejmowanie się tym czy będzie pogoda. NIe sposób przewidzieć takich rzeczy, jak wiadomo, pogoda w górach nic sobie nie robi z prognoz.


Nie było łatwo, jedyny nocleg, tam, gdzie chcieliśmy jechać i chodzić, udało się zarezerwować na taką sobotę, która okazała się dla mnie dniem pracy. Ale co tam, żebym miała rezygnować z jesiennej wyprawy z takiego właśnie powodu? Nigdy. Postanowienie, że pojedziemy od razu po pracy, czyli 14.00. No tak, trzeba dojechać, a potem jeszcze wdrapać się na górę albo przynajmniej wjechać wyciągiem. Hmm, cóż wyciąg miał działać tylko do 16.00, więc trzeba tam być przed, czy się uda? To nie jest tak, że tylko martwię się o swoją rodzinę, bo przecież nie jedziemy sami, tylko z sąsiadami. Bo przecież taki plan, że ewentualne marudzenie dzieci rozkłada się i słabnie, gdy dzieci jest więcej, gdy nie tylko z jednej rodziny.


Decyzja miała zapaść w czasie jazdy samochodem pod wyciąg, czy wjeżdżamy na górę, czy wchodzimy, wchodzenie miałoby potrwać ponad dwie godziny. Pogoda wyglądała na deszczową, chociaż wiać już przestało. Kilka dni przed naszym wyjazdem wiało naprawdę mocno, powalało drzewa i z tego też powodu byli tacy, którzy odradzali wyprawę. Ale przecież wiatr był już za nami, więc dlaczego nie jechać? z powodu wichrów, które właśnie mięły? Przed dnami zaś względny spokój pogodowy i ewentualne niewielkie deszcze.
W decyzji pomogły dzieci i decyzja sąsiadów, oni woleli wchodzić niż wjeżdżać, a skoro dzieci chciały iść razem to oczywiście Kaj i Brzoskwinia też chcieli wchodzić, co to za wyprawa gdybyśmy byli rozdzieleni z sąsiadami. Super, w tym momencie nie ma się co bać zimnych i mokrych siedzeń na wyciągu, zimna w kościach i na twarzy, które przeszywałoby nas, tego, że droga przebyta jazdą z plecakami trochę uciążliwa i może nudna, no i nie przetestujemy nowo kupionych czołówek, które przecież każde z nas miało. A dla dzieciaków to frajda jak nie wiem.


Tylko na początku drogi lekko padało, czym wyżej, tym deszczu było mniej. Zaczęliśmy czerwonym szlakiem przez wodospad Kamieńczyka. Po drodze ciepło. Jak ja lubię to stopniowanie, już po drodze delektujemy się widokami, gdybyśmy tylko wjeżdżali, to nie dość, że po drodze moglibyśmy zmarznąć, to jeszcze ominęłyby nas przystanki takie jak wodospad, schronisko po drodze.

Marudzenie prędzej czy później pojawia się przy każdej wyprawie, więc trzeba je przeczekać lub próbować coś tłumaczyć, a na pewno do niego się zdystansować. W każdym razie jesień powoli przechodziła w zimę i to też było atrakcją, bo można było po drodze porzucać się śnieżkami, znaleźć lub ulepić bałwanka.

I w końcu zobaczyć przed sobą upragnione Schronisko na Hali Szrenickiej, które wreszcie nie tylko odwiedzaliśmy, ale mieliśmy tam nocować. W samym środku gór. To jest coś, dojść o własnych nogach na górę z plecakiem, w którym wszystko, co niezbędne. Móc po drodze krzepić się kanapką, czekoladą lub herbatą z termosu. Satysfakcja.

Czołówki się nie przydały, ciągle było jasno, ale to nic. Na Hali Szrenickiej nie trzeba było wpłacać zaliczki, rezerwacja na miesiąc przed wystarczyła, dostaliśmy pokoje na samej górze, poddasze i tu zachwyt.

Wycieczka górska tego dnia była naprawdę bardzo satysfakcjonująca, a zdążyliśmy zjeść naleśniki kupione na miejscu i zupki chińskie przyniesione ze sobą, zdążyliśmy pograć w karty i w mafię. A przede wszystkim wyspać się tak, by rano wstać przed wschodem słońca.
Jak już się nocuje w schronisku, to, ja tak przynajmniej uważam, trzeba czas w górach wykorzystać na maksa. Kiedy, jak nie teraz można wstać i zobaczyć wschód słońca na Szrenicy.

Nie wstaliśmy wszyscy, dzieci wolały jednak dłużej poleżeć, za to obserwować wschód przez okna, bawić się śniegiem, który za oknami był na wyciągnięcie ręki.

Dla mnie z kolei był to pierwszy wschód słońca w górach i to jak prezent od losu, bo po tych pogodach, po niepewnościach czy w ogóle pojedziemy, nie spodziewałam się po górach widoków, raczej myślałam o mgłach, które też bardzo lubię, a tu taka niespodzianka.

Było nas więcej, tych, którzy wybrali się oglądać rano słońce, ale cisza wokół schroniska na Szrenicy była cudowna. Z przyjemnością zaczęłam tam czytać najnowszą książkę mojej przyjaciółki, cudownie jest czytać książkę w promieniach wschodzącego słońca, gdy wokół śnieg.
Wspaniale też jest zjeść śniadanie w schronisku, spakować się i ruszyć w drogę powrotną. W plecakach trochę lżej, bo już mniej prowiantu.
Z powrotem też zamierzaliśmy iść, nie zjeżdżać. Jak już się jest tak wcześnie w górach, to koniecznie trzeba to wykorzystać i po tych górach pochodzić, przecież czas mamy aż do zmroku 😉 Oczywiście, jeśli po drodze pojawi się taki znak, jak poniżej, koniecznie trzeba zboczyć z drogi, chociaż na chwilę, wszystko, co motywuje dzieci do tego, by szły, jest dobre 🙂

Wybraliśmy inną piękną trasę na powrót, bardzo widokową. Zielonym szlakiem (Mokrą Drogą) szliśmy do schroniska Pod Łabskim Szczytem. Mijając po drodze stację wyciągu.
Widok z daleka na Śnieżne Kotły. Dzieciom jednak może się trochę nudzić, ale na szczęście potrafią same znaleźć sobie cel. Tym razem, ponieważ dopiero co były na lekcji geografii zjawiska pogodowe, to dziewczyny szukały szadzi po drodze, wena je bardzo ponosiła, aż trudno było zliczyć rodzaje szadzi, które znalazły i same wymyślały jej nazwy, potem było poszukiwanie sopli oraz na Mokrej Drodze właśnie, co rusz jakieś małe kałużki, mini jeziorka, na których lód i badanie grubości tego lodu. Rzucanie niego śnieżkami, stukanie kijem. Uwierzcie, w krajobrazie górskim są setki rozmaitości, którymi dzieci mogą się zainteresować 😀

A gdy doszliśmy do schroniska Pod Łabskim Szczytem naturalnie zmieniając krajobraz z ziomowego na wiosenny i w końcu jesienny i mogliśmy odpocząć , jedząc kanapki z herbatą, trzeba było popilnować chwilkę psa, dzieciom nie trzeba było dwa razy takiej prośby powtarzać, a i my dorośli zachwyceni tym pięknym psem z przyjemnością towarzyszyliśmy mu przez chwilę.
Właściwie w górach w długich wędrówkach każda chwila jest przygodą.

Dalsza droga to żółty szlak czyli Stara Droga, szliśmy przez Kukułcze Skały

Kukułcze skały

Gdy zeszliśmy do samej Szklarskiej, było jeszcze naprawdę dość wcześnie. Na tyle wcześnie, że można było dzieciom jeszcze zafundować tor saneczkowy. Ogromna frajda i dobre zakończenie wycieczki.


Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *