Był już pierwszy post po powrocie z wakacji, na rozgrzewkę kulinarny i teraz miałam wrócić jeszcze wspomnieniem do jezior, ale jeziora poczekają na swoje opisanie, bo dziś postanowiłam spontanicznie i nietypowo o fryzjerze.
Do fryzjera chodzę rzadko, mam długie włosy i zawsze coś z nimi można zrobić, spiąć, rozpuścić, zapleść, z kolorem też często radziłam sobie sama, ale nadchodzi czasem taki moment, że mam ogromną potrzebę, żeby nie powiedzieć, konieczność pójścia do dobrego zakładu fryzjerskiego.
Ja chyba powinnam kolekcjonować, “ustawiać sobie na jakiejś półeczce” te sytuacje, czynności zdarzenia, które po raz pierwszy robię jako dorosła. Było już spanie pod namiotem i jazda na rowerze, a jeszcze kilka rzeczy czeka na opisanie, a drugie kilka na wykonanie 😀 Tymczasem pójście z własnymi włosami do fryzjerki właśnie do takich sytuacji należy. Pierwszy raz u fryzjera byłam przed własnym ślubem, a potem to co kilka lat średnio, raz częściej, raz rzadziej. Wiele lat podcinałam włosy sama.
A skoro rzadko, to chcę naprawdę coś profesjonalnego z włosami zrobić. Co wcale nie znaczy, że to ma być diametralna zmiana w moim wizerunku. To ma być w pewnym sensie uporządkowanie włosów i jak najbardziej naturalny efekt.
Tym razem też poradziłam się Magdy, ona zawsze wie gdzie można znaleźć profesjonalizm w kwestii zajęcia się fryzurą.
Nie zamierzam ukrywać miejsca, w którym byłam, ani fryzjerki. Dawno moje włosy nie miały takiej opieki i tylu zabiegów, nie czułam się tak komfortowo, a nie zawsze trafiałam tak dobrze, na dobrego fryzjera.
Szczerze polecam Studio Podwika przy ul. Kaszubskiej we Wrocławiu i ręce pani Patrycji.
Przy okazji dowiedziałam się, że moje naturalne potrzeby, by używać odżywek ze spłukiwaniem po umyciu włosów, by rozczesywać nie mokre, a suche już włosy, są jak najbardziej dobrymi nawykami, a nawet koniecznymi. Dowiedziałam się jeszcze paru innych cennych informacji.
Wypiłam dobrą kawę i spędziłam najbardziej relaksujące i miłe 4 godziny, bo tyle czasu wymagają moje długie włosy.
W międzyczasie miałam czas na własne myśli i jakieś refleksje przebiegające przez głowę. Tak właśnie przyszedł mi do głowy tytuł tego posta, bo jeśli zdarzają mi się w życiu trafienia w sedno, takie zdarzenia, czy kroki podjęte, które mają w sobie okruch profesjonalizmu, to dzieje się to dzięki takim ludziom jak pani Patrycja. Ludziom na różnych stanowiskach i w różnych życiowych rolach, z którymi mam szczęście się zetknąć. Cudownie jest patrzeć, doświadczać, być częścią czyjegoś profesjonalnego i najlepszego podejścia do jakiejkolwiek rzeczy, do pracy, którą ta osoba wykonuje, móc być obserwatorem i uczestnikiem jej pasji.
Na ten profesjonalizm składa się oczywiście nie tylko podejście do pracy, wykonywanie danej czynności w sposób bardzo dobry, ale, a może nawet bardziej, empatia, zrozumienie drugiego człowieka, porozumienie z nim, szacunek.
To się wyczuwa, mam czasami szczęście trafiać na takich ludzi, którzy robią coś po prostu i to coś jest doskonałe, albo staje się doskonałe, bo ich podejście jest jedynie słuszne i najbardziej prawdziwe.
Nie każdy ma szczęście, by odkryć w sobie tę pasję i potrafi wydobyć z siebie potencjał w najwłaściwszym kierunku, ale jestem przekonana, że warto i trzeba tego szukać, nawet długo poszukiwać, bo gdy już się znajdzie, wszystko w nas i wokół nas może zacząć się układać, może zniknąć frustracja, rozczarowanie, zazdrość, bo zwyczajnie przestają mieć rację bytu wokół nas, stają się zbędne.
Jako puentę zaś tego wpisu chciałabym umieścić swój stary już wiersz, bo nierozerwalnie motywy fryzjerskie łączą mi się z lasem, z przyrodą z dzikością. A ja właśnie stamtąd wróciłam i tam co chwilę uciekam, niezmiennie. A do miasta mogę wracać tylko na takich zasadach, by widzieć jak ludzie robią coś, co naturalnie im sprawia radość, przyjemność, ale nie tylko im, także wszystkim wokół. By przekaz był pełniejszy odsyłam też do wiersza na YouTube (wkrótce nagranie)
śpiąca królewna na tle
córki fryzjerów męskich kończą farmację
i mają delikatne rysy twarzy –
frazeologizm lokalny
w lesie nie ma potrzeby podcinania sierści
ani farbowania złych zamiarów
w lesie potrzebna ostatecznie jest i padlina
jak powiedział Czeszko
sprawiłam sobie dekolt à la śpiąca królewna
i za nic nie pasuje do kolan oplecionych kieszeniami
pomyłki wychodzą w Praniu
ojczyzną fryzjerów i farmaceutów
są chemikalia i płyny ustrojowe
las jest daleko
fryzjerki mówiły mi od dziecka
że mam trudne włosy
i cieszyły się w duchu że nie muszą z nimi nic robić
ba tak przez 30 lat
w lesie kolor przeszkadza
natomiast kieszenie są bardzo ważne
wykluczają dekolty i zadarte kiece
wczesne dzieciństwo urozmaicały mi
wielogodzinne obserwacje trwałych ondulacji
i innych cudów
„przedwojenne” fryzury i czerwone usta babci
las powoduje nieczynność i ucieczkę
trzeba się dobrze urodzić
żeby w nim mieszkać
ledwo zaczęłam chodzić do fryzjerki
nieczynna – powiększa rodzinę
nie spieszy mi się
włosy mam dobrze podbite photoshopem
im dalej w las
tym mniej liter
ukułam sobie
że miasto nie jest niczyim naturalnym środowiskiem
za sobą mam chmury pomost
i drzewo walące się we właściwą stronę
kto jeszcze
4 sierpnia 2007
(c) Justyna Paluch
O wow!