Wstałam dzisiaj rano, by pobyć sama z sobą, potrzebne takie poranki i chwile w ciągu dnia, by złapać dystans, oddech, ciszę, gdy wokół gwar ludzki, by też, albo przede wszystkim, później mieć siłę na ten gwar.
I taka myśl czy umyć głowę dziś czy jutro, spokojnie mogłabym jutro (na szczęście nie muszę myć jej codziennie) ale prognoza pogody mówi, że jutro będzie deszcz, a dziś świeci od świtu piękne słońce. Nie lubię suszarek i szkoda mi na nie czasu, więc najlepszą rzeczą jest dla mnie suszenie włosów na słońcu. Można to robić w domu ale gdy jestem na wakacjach, po prostu na dworze. A poza tym bardzo chciałam wypróbować nową maskę na włosy, bananową. Wiecie, rzecz z cyklu coś na dobry humor.
Tak, jak sobie kupujemy jakąś rzecz: gadżet nowy, ciuch, ciastko, takie pocieszki, tak właśnie maska bananowa o poranku działa na samopoczucie.
Ostatnio wyczytałam w psychologicznym czasopiśmie, że pułapką może być nawet pozytywne myślenie, bo każą nam się uśmiechać, gdy przeżywamy tragedię. Tak, w bardzo wielkim smutku to nie działa, wcale nie chcemy się uśmiechać. Musimy przeżyć nasz smutek, a to chwilę trwa.
Owszem słowa, że z każdej sytuacji trzeba wyciągać pozytywy, są bardzo dobre, ale po prostu nie trafią w każdy nasz moment.
Kiedy więc jest nam bardzo bardzo źle musimy w tym pobyć, dobrze , gdy chcemy się dzielić, komuś powiedzieć, ale można też inaczej, podzielić się ale nie z kimś konkretnym, tylko z kimś potencjalnym, pisząc o tym. Wypiszmy to nawet bardzo smutnym, tragicznym tekstem (wiersz, proza, strumień, cokolwiek), pisząc go oddajemy część smutku, wyciągamy z siebie, a to zawsze powoduje pewną ulgę. To jest trochę jak ratunek, a gdy już oddamy część swojej tragedii, wtedy możemy zastosować inne pocieszki, wtedy jesteśmy na nie gotowi, spróbujcie.
Jasne, że każdy jest inny i inaczej przeżywa, ale naprawdę pisanie pomaga, uwierzcie, smutek odchodzi od nas po kawałku z każdym słowem, które “sprzedamy” kartce.
Ten post idzie w parze z moim nagraniem na YouTube, nagraniem, w którym czytam wiersz o poranku. Wiersz najnowszy, spowodowany smutkiem, ale czytam go już w pozytywnych okolicznościach. Nagranie nie jest doskonałe, bo bez powtórek, trochę w pośpiechu, bo na początku dnia czasem mamy perspektywę wielu obowiązków do wieczora i spraw, z którymi trzeba zdążyć, darujcie więc kilka niedoskonałości. A tę, że kotka Vincent jest prawie niewidoczna w momencie przedstawiania jej, za to dobrze widać jej ogon. ;P
Rehabilituję się więc w tym miejscu dobrym zdjęciem Vincent.
Czytajcie więc, słuchajcie, a przede wszystkim piszcie, gdy jest Wam źle
mam czucie w palcach
ale rozpadło się w rękach powietrze
czekam na milczenie
bo ani wstać ani jeść
wszystkie drogi mają teraz
przenaczenie kolorowych wstążek dla lalek
które dawno wylądowały w śmieciach
bo przecież po dzieciństwie trzeba posprzątać
wokół para i dym
i zero smaków zapachów
a wszystko co widzę
obraca się wniwecz