Dziś będzie jak z pamiętnika. Bo to ten dzień, gdy jedziemy po dzieci. A potem z nimi na dalszy ciąg wakacji. Na razie nudno, bo bez dzieci, za nami deszcze, widać tam, dokąd zmierzamy, słońce.
Ale przecież następny post czyli ten właśnie miał być o spontanicznym wyjeździe w góry.
Jak ja lubię takie wycieczki przy okazji, wycieczki preteksty. Łączone, bo ktoś poprosił, by poczytać wiersze.
Bo, gdy dostałam smsa od Jeszki, że ona w Żywcu i chciałaby rozkręcić literacko kawiarnię, to oczywiście długo się nie zastanawiałam i już wybierałam teksty do czytania, bo nie tylko wiersze ale też strumienie. I od razu myśl żeby zrobić wycieczkę górską od rana. Plan był taki, by wejść na Babią Górę. Nie wiem czemu taki plan żeby od razu na najwyższy szczyt, no ale optymistycznie myślałam zdążyć.

Cóż, mimo że wyjechaliśmy o 6.00 z Wrocławia, nie udałoby się wejść i zejść z Babiej. Ale poszliśmy bardzo zielonym malowniczym szlakiem zupełnie rekreacyjnie i dość spokojnie, miałam czas na upolowanie kilku motyli i widoków 😉




Wyruszyliśmy z przełęczy Krowiarki czerwonym szlakiem i doszliśmy do Sokolicy. To jest dość ciężkie podejście ale widoki z Sokolicy całkiem przyjemne. Stamtąd postanowiliśmy wracać zielonym szlakiem, który prowadzi do niebieskiego.










Tam spokojna ładna droga. Na dole liczyliśmy na Mokry Stawik, niestety doszczętnie wysechł.



Może, jeśli spadnie sporo deszczu, stawik się zapełni 😉
Dzięki spokojnej drodze zdążyliśmy do kawiarni i przed burzą i ulewą, więc nie zawsze trzeba na ten najwyższy szczyt.
Cudownie czytało się wiersze po około 2 latach bez spotkań, wieczorków poetyckich na żywo z publicznością, a jeszcze z taką cudowną publicznością jak w środę w kawiarni Południowa w Żywcu.