Dzisiaj będzie taka gadanina po bardzo intensywnym tygodniu. No tak, czuję się Kaowcem czyli tzw. kulturalno-oświatowym.
No i jak się wkręcę w organizację to jak wiatr w żagle; czy to spotkanie z dziećmi, wyjście gdzieś większą grupą, czy warsztaty dzieciakowe, czy parkowe harce lub praca: poetyckie spektakle, projekty. Coś, co można zrobić z kimś, odkryć, stworzyć, wspólnie się cieszyć, wspólnie czymś bawić, a jednocześnie żeby to do czegoś służyło.
Tak chyba powstał ten mój cały Złoty Karton, żeby coś komuś służyło, żeby kogoś odkryć, odkryć możliwości, żeby wspólnie się bawić, wspólnie tworzyć, żeby zapełnić pustkę, nie tylko moją, ale też innych, nawet tych, których nie znam.
Samego Kartonu to 10 edycja w tym roku, bo najpierw był wojewódzki konkurs, dopiero potem ogólnopolski, ja się oswajam, robię coś najpierw ostrożnie, by potem ośmielić się bardziej i zobaczyć dokąd da się dojść i co da się z tym pomysłem zrobić.
No ale, gdy już tak się rozkręcam, to w obecnej sytuacji nagle okazuje się, że nie można, że trzeba zawołać Prr! do swoich nieujarzmionych koni i stać i czekać, i skrzydła opadają tym pegazom, a nawet te pegazy przestają wierzyć, że mają te skrzydła i wydaje im się w jednej chwili, że są zwykłymi końmi pociągowymi z klapkami po obu stronach i zakurzonym brukiem przed sobą.
Tak było w zeszłym roku, wszystko ustalone, fura nagród, poczęstunki, koncert, spektakl przygotowany, noclegi dla laureatów, a tu lockdown i nic, wszystko przepadło, tydzień przed finałem konkursu. Uwierzcie, skrzydła opadły nie tylko mi.
W tym roku, silniejsza o doświadczenie, o całoroczne życie w pandemii i oswojenie się z nią, powiedziałam: nie odpuszczę.
Wzięliśmy się wspólnie z Hurtownią za niedokończoną robotę i za wszelką cenę chciałam zrobić ten finał, w tym roku, w tę wiosnę: ze spektaklem, z publicznością, z rozdaniem nagród. Na tyle, ile się da. Znów się rozpędziłam, próby mimo lockdownu,
przy zachowaniu obostrzeń, spotkania, organizacja minimalna ale jednak, nawet spektakl zrobiony pod pandemię. I co? Tydzień przed datą finału znów to samo, ucięte skrzydła, tak, że nagle się rezygnuje i nic nie chce. Ale nie, nie można tak, nie KaOwiec, więc jak tylko minimum światełka zaświeciło, to jednak hasło: Róbmy to teraz! Dla kilku osób, dla reszty online, pokonamy trudności techniczne. Róbmy to pomiędzy terminami, bo przecież całkiem zdalna nauka, jeszcze głębszy lockdown i więcej zakażeń, a w perspektywie za chwilę matury, trzeba się wstrzelić. Być między czasem w przestrzeni niemożliwej, nieistniejącej prawie.
Jak się chce, to można zrobić finał konkursu na korytarzu szkoły przy białych dekoracjach, w przeciągu, z głosami codzienności w tle ale uroczyście, na kilku milimetrach czystej przestrzeni . Czystej w głowie, w wyobraźni, w nadziei.
Udało się, poezja jest dla kilku osób, a nie dla tłumów, więc w pandemii ma się naprawdę dobrze, uwierzcie!
Jest dobrze!