Skoro dzisiaj niedziela miłosierdzia, to tak mi przyszło, że o tym napiszę i tu, na blogu, w kontekście tego, co właśnie dziś przeczytałam, usłyszałam, przemyślałam. Oczywiście, jak to u mnie, wszystko się dzieje poza mną, więc dziś czytałam na YouTube fragment Biografii sióstr Brontë. Traf chciał, że jest tam o wierze w Boga i o przekazywaniu jej, o religii, ale w tym najgorszym wydaniu. O złych dziwiętnastowiecznych pastorach niszczących dzieciom psychikę. Trudny fragment i sam przyszedł do mnie właśnie w tę niedzielę. Sam, ponieważ książki, które czytam, zwykle czytam na żywioł, wcześniej nie przygotowuję tekstów, często nie wiem dokładnie co będę czytać, tylko z grubsza, orientacyjnie.
Tutaj macie ten fragment
Po tym czytaniu z kolei włączyłam sobie słowo na niedzielę ojca Szustaka i zobaczyłam tę różnicę w postrzeganiu wiary. Bo można, i wiele osób jeszcze i w dzisiejszych czasach postrzega religię, wiarę niestety bardzo niszcząco, z punktu widzenia piekła, zła, kary, potępienia, ale czy to jest dobre i dla kogo, i czy to naprawdę prawdziwe zbawienie? Czy strach od dziecka wpajany jest czymś właściwym?
A można tak o wierze mówić, jak Ojciec Szustak, bo Kościół tworzą ludzie i jeśli oni są źli, smutni, poranieni, niszczący dla innych, to nawet regularne spowiedzi i regularna praktyka nie pomogą, nie uleczą przestrzeni wokół nich i, taki jak oni będzie ich kościół.
A jeśli ludzie kościoła chcą naprawdę coś dawać innym, chcą nieść światło, to wtedy i kościół ich i ludzie wokół będą szczęśliwsi, bardziej prawdziwi i zaczną wierzyć naprawdę i dawać z siebie światu to, co najważniejsze.
Tu macie, to, co dziś powiedział Ojciec Szustak
Nie, nie byłam dzisiaj w kościele, byłam w górach i lesie. Ale wierzę, tak, jak potrafię, słucham tyle, ile mogę słowa Bożego, modlę się, jak umiem i myślę, wciąż za dużo myślę, na tyle dużo, że nie potępiam zbyt łatwo. A czasem myślę nawet tak, że wiersze piszę po to i po to je rozumiem, by lepiej rozumieć słowo Boże, nie powierzchownie, a starać się głębiej w nim szukać. I nie jest to ani na siłę regularne, ani przytłaczające. Mam jednak wrażenie, że to, co w życiu robię z pasją, co wydaje mi się ważne i czym chciałabym nieść pomoc innym, jest regularne i potrzebne mi do życia. Któż inny mógłby to sprawić, że mogę to robić i robić w taki sposób, chyba tylko Bóg. A jeśli zdarza się, że odchodzę i wątpię, a potem wracam, to wiem, że mam gdzie wrócić i nie czuję się odrzucona, jak choćby w tym wierszu.
hej Justku 🙂 dzięki za Twoją ewangelizację i za to, że szukasz i niesiesz Światło dalej… buziaki 🙂
Asiecko Kochana, dziękuję, że piszesz, czytasz, wspierasz słowem, ja wciąż szukam i pytam i mam tysiące przemyśleń, ale Światło we mnie nie gaśnie.