Blog

Tło

Dlaczego ważne jest tło? Bo na nim widać rzeczy pojedyncze i wyjątkowe. Ale tło nie zawsze jest tym samym. Czasem jest bezpiecznym schronieniem, a czasem właśnie potrzebujemy to tło od siebie oddalić i przyglądać się rzeczom, które na tle błyszczą, powinniśmy je wydobyć, obracać w dłoniach i myślach, delektować się jak drogocennym kruszcem, chociaż jest tak rzadki i może mamy go tylko w tych dłoniach, myślach przez kilka minut, kilka godzin. To, co trudne, złe i przytłacza, to, czego jest zbyt wiele możemy uczynić tłem. Możemy to, co złe zepchnąć do tła, bo my o tym decydujemy. Decydujemy o tym, co dla nas jest ważne i co w życiu będziemy „wyolbrzymiać”, by żyło się lepiej.

Taki pierwszy lepszy z brzegu przykład – codzienny grad złych chwil, gdy od rana przytłacza nas wszystko, bo wstaliśmy lewą nogą albo zbyt późno, poprzedniego dnia zbyt późno wróciliśmy do domu, bo dużo pracy i spraw do załatwiania, zakupy i zmęczenie. Nie zrobiliśmy tego , co powinniśmy, by dobrze zacząć kolejny dzień i już zaległości. Dopadły nas być może w trudnym okresie kłótnie i niedomówienia domowe, frustracje i niezadowolenia dzieci, jesteśmy tym wszystkim zmęczeni i zniechęceni. A rano musimy zrobić więcej przed wyjściem, przygotować rzeczy do pracy, zrobić wszystkim domownikom śniadanie, ogarnąć chociaż w sposób podstawowy kuchnię i przygotować dziecku, które zostaje w domu na zdalnym nauczaniu, minimum jedzenia i przestrzeni, obudzić, dobudzić drugie dziecko i wyjść z nim na czas z domu, by zdążyć na autobus.

Robimy co się da ale nieuknione jest wydarcie się i dziecka i moje, bo ono chce zdążyć ale nie potrafi się zmobilizować, ja z kolei w chaosie nie mogę czegoś znaleźć i po coś wracam, bo zapomniałam. A i tak przy wychodzeniu stwierdzam, że czas jest nienajgorszy i mamy szansę zdążyć. Niestety wychodzimy z bramy i dziecko od razu upada na lód. Żadna z nas nie przewidziała takiej aury, ani konsekwencji, nie było czasu na to. Dziecko płacze, bo upadło na ranę, którą dopiero co w niedzielę zrobiło sobie na kolanie – długą i ciętą na szkle pod śniegiem, gdy wspinało się na górkę. Już zagojona, a tu znów ból, moim zadaniem jest przekonać, by iść dalej, z rany nic nie cieknie, nie otworzyła się, tylko ten ból i bardziej strach w głowie niż w nodze. Ale jak okiełznać swoją frustrację łamaną przez frustrację-tragedię dziecka, idziemy. Kolejny cios dla nas to znany tak dobrze moment, gdy stoimy uwięzione na światłach, a nasz autobus, jedyny ratunek z depresji i opresji, spokojne dojeżdża do przystanku i odjeżdża. Mamy perspektywę brnięcia przez roztopy i zlodowacenia do kolejnego odległego przystanku, gdzie za 4 minuty autobus, nasza kolejna szansa. Wlokę więc dziecko za rękę, bo wiem, że ból kolana to jedno i zaraz przejdzie, a strach w głowie i rozpacz z powodu kolejnego spóźnienia na lekcję to drugie, co silniejsze?
Nie moja rozpacz, a dziecka!
Chwała Bogu za aplikację, która nam pokazuje realnie kiedy i za ile minut będzie autobus z danego przystanku, wtedy niestraszne nam niewiarygodne papierowe rozkłady jazdy, ani tablice elektroniczne, które czasem kompletnie się psują.
Dowlokłyśmy się i autobus się spóźniał, bo jeszcze 4 minuty czekania przed nami. Całe szczęście. Wsiadłyśmy, nie poruszał się ten autobus zbyt szybko, dziecko płacze, bo boi się spóźnienia, że pani będzie krzyczeć. Pytam czy pani krzyczała kiedyś. No nie, ale to nieważne, w głowie dziecka kłębią się złe myśli i już. Ono nie ma jeszcze dystansu, jak dorosły i dla niego to tragedia życiowa takie spóźnienie. Jeszcze przesiadka, trzeba smarkać nos z płaczu, dziecko nie chce wcale wejść do szkoły, bo myśli, że nie pójść do niej w ogóle jest czymś lepszym niż to spóźnienie. Rozpacza, zapiera się, szlocha. W desperacji mówię, że wejdę z nią i wytłumaczę. Nie, w końcu wchodzi do tej szkoły, bo byle nie z mamą. W szkole już sobie poradzi, tak myślę, za chwilę może zapomni o tym wszystkim, albo przynajmniej wydarzą się rzeczy lepsze i ważniejsze, wspólne z innymi dziećmi, z życzliwym gestem pani.

Tak zaczęty dzień, codzienne poranne frustracje, codzienne kłótnie i obwiniania, codzienne niemiłe zdarzenia, pech – to tylko tło. Pozwólmy by było tylko tłem tego, co ważniejsze czyli spokojnego powrotu ze szkoły, rzucania się śnieżkami, wieczornej gry w scrabble, zdania, które usłyszymy od dziecka po powrocie ze szkolnego balu, krótkiego i na miarę pandemii: To był najlepszy karnawał!
Obietnicy drugiego dziecka, które z braku wychodzenia idzie ze mną wieczorem do sklepu i pomaga zrobić zakupy. Tylko tyle ma tego dnia z wyjścia z domu i rozrywki, i choć zawsze tak niechętne do wychodzenia, mówi:
Mamo, dzisiaj też chcę iść z Tobą na zakupy!

Te zdania to te drogocenne kamienie, które cały dzień obracam w myślach. One błyszczą na tle tego wszystkiego, co sprowadza się do burej smutnej mazi.

Tło jest ważne na dwa sposoby, gdy mamy za dużo złych zdarzeń, myśli, frustracji, uczyńmy je tłem do naszego życia, tłem dla tych kilku minut szczęścia w ciągu dnia. To one są najważniejsze wtedy.

A gdy frustracji i złych zdarzeń jest mniej, ale zadają nam krótkie kilkuminutowe bolesne ciosy prosto w serce. To pozwólmy im przepłynąć jak kawałkowi kry możliwie obok, a sami zanurzmy się wtedy w bezpieczne tło, jak w schronienie, tło, którym wtedy może być satysfakcjonująca praca, odpoczynek z książką, wieczorne spokojne oglądanie filmu.

Bądźcie elastyczni i używajcie tła tak, jak Wy tego chcecie i potrzebujecie, a nie jak ono Wam narzuca!

Jedna myśl na temat “Tło

  1. Justa, ciekawie piszesz o tym by elastycznie używać tła. Może i ja postaram się spojrzeć na codzienne “sztormy”, jako tylko tło. Dzięki!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *