Żadna to zasada, tylko taka myśl, zanim się zainspiruję jakimkolwiek tekstem, pomysłem, to poszukam tego co u mnie; w głowie, w zanadrzu i się tym podzielę. Czemu akurat dziś? W końcu nawet sporo dni tu nie pisałam.
Nie mam pojęcia czemu, może akurat dziś się to komuś przyda.
A czemu nie wczoraj? Bo być może wczoraj nie czułam dobrych myśli, może miałam doła i nic dobrego by nie wyszło z pisania, a może gnałam gdzieś, nabierając siły na przyszłe dni, może walczyłam ze sobą wewnętrznie, by znaleźć drogę w miarę prostą i otwartą na nowe kroki i długie wędrówki.
W każdym razie jest “dziś”, za oknem śnieg i wcale nie jest źle nigdzie, bo wszędzie jest ciekawie i miło. A teraz mam nawet wrażenie, że to “ciekawie i miło” prześladuje mnie od początku roku. Odkąd sobie nie założyłam nic konkretnego na ten rok, nie wymyśliłam żadnych postanowień itp. Tak jakoś żyję z prądem, z nurtem.
No bo też czym się przejmować, przecież nie tym, że wyjeżdżamy zaraz 2 stycznia nad morze, a tam ani grama śniegu, o przepraszam kilka gram tak, czasami, tyle co na małego bałwana, ale plaża piaszczysta, tak, że dzieci mogą się rzucać śnieżkami z piasku. I co z tego, że pełno piasku w kapturach, szalikach i włosach, że on nie stopnieje. Jest radość, jest morze i mnóstwo fajnego czasu, który można spędzić tak jak akurat trochę chcemy, a trochę jak oczekują od nas inni. Czy to nie fajny kompromis na odpoczynek: coś dla siebie i coś dla innych. Przyjemne z pożytecznym.
No i też trochę czytania na wydmach, bo jakoś sprawia mi to przyjemność.
Czy mam się przejmować sytuacją w kraju? Albo na świecie? A co da moje przejmowanie się, może to, że będę smutna, sfrustrowana i zdołowana i, co za tym idzie mniej dla innych, zamiast nieść pomoc, bardziej będę jej potrzebować. Nie, nie przejmuję się sytuacją, ani całym światem, dopóki żyję i jakoś funkcjonuję. Wracamy więc znad morza i zastajemy śnieg, nie ruszamy w góry nie wiem gdzie, bo nie ma na to za bardzo możliwości ale jeździmy po parkach i polach, trzeba się tym śniegiem nacieszyć, trzeba zobaczyć gdzie się fajnie zjeżdża i na czym.
Czy powinnam się przejmować, że dzieci nie zajrzały nawet do lekcji całe ferie, a w związku z tym zapomnieliśmy o niektórych rzeczach, projekt na geografię Kaja zupełnie nie został tknięty nawet. No i co z tego, czy nie ważny był detoks? Jeszcze zdąży z projektem, nadrobi, poprawi jak będzie trzeba. Spokojnie.
Mówią, że na przestrzeni życia zapamiętujemy złe momenty, a te dobre gdzieś umykają, przez co te złe zaczynają urastać do jakichś znaczących. Nie o to mi chodzi, by wypierać to, co złego się wydarza, ale o to, by nie postrzegać tego jako zło może już u zarania, tylko może jako niewielka przeszkoda, która za chwilę już za nami albo przekuć ten “dyskomfort” w coś pozytywnego.
Na przykład czekasz gdzieś na zimnie ale musisz, bo długo nie przyjeżdża autobus lub czekasz na kogoś, a ten ktoś się okropnie spóźnia, więc poobserwuj sobie gawrony, posłuchaj ptaków albo pobaw się własnymi myślami, może wymyślisz w tym momencie coś genialnego, gdy się tak zatopisz w nich. Możesz też pochodzić lub pobiegać, czekając poskakać, jeśli Ci zimno. Czemu nie, wszyscy teraz biegają, ćwiczą, morsują. Nic nie jest dziwne, co jest potrzebne i odnosi pozytywne skutki. Przy okazji nie wywalisz całej złości na tego spóźnialskiego kogoś albo też nie zmrozisz wzrokiem kierowcy autobusu i innych współpasażerów, tylko wyjdziesz z tej sytuacji jak bohater i jeszcze opowiesz zestresowanemu spóźnialskiemu ciekawą historię, którą właśnie zaobserwowałaś lub wymyśliłaś.
A może masz problem z zasypianiem albo budzisz się w nocy, no wiem niektórzy tak mają cały czas i to ich bardzo frustruje, bo ciągle zmęczeni.
Ja niby nie mam kłopotów ze spaniem, chociaż… może czasami mam jednak. Ale co z tego, skoro zasypiam o 1.30 i budzę się na przykład o 2.00, zerkam na zegarek i ooo jaka radość we mnie w środku nocy, bo dopiero 2.00 i jeszcze tyle spania przede mną. A potem budzę się znów o 4.00 i znów zerkam, bo już mi się wydaje,że trzeba wstawać, a tu wcale nie i znów uff, jaka radość, że jeszcze dwie godziny snu przede mną. Serio sama doświadczyłam ostatnio tego i taką swoją reakcję uświadomiłam sobie już później po wstaniu.
A potem popatrzcie za okno lub wyjdźcie na dwór, chociażby do sklepu lub na spacer, po drodze do pracy też piękne widoki i śmieszne wrony, gawrony, inne ptaki. Pozwólcie sobie na zauważenie ich i uśmiechnięcie się do samego, samej siebie.
Taki właśnie jest świat, jakim go zobaczycie dziś, jutro , pojutrze….
Dzięki Justka, bardzo potrzebny tekst na te czasy, a może po prostu mi bliski, bo ostatnio “zluzowałam” i dopadły wyrzuty sumienia w sumie nie potrzebne zupełnie. Może zapomnieliśmy już patrzeć na to, co i kto nas otacza i jest tu i teraz. No i cieszyć się, tak po prostu. Mimo wszystko.