Mamy tę burą jesień, chociaż to też jest ta jesień z wszystkimi odcieniami rudości, nawet tymi zielonymi ;P
Oczywiście, jaki kolor dominuje dla nas, to zależy od chwili.
W mieście możemy nawet się cieszyć, że maseczki chronią nas od spalin, czemu nie, jakąś korzyść oprócz tej podstawowej da się znaleźć.
No bo niby nie jest wesoło, ciągle rekordowa ilosć zakażeń, ja dlatego nie patrzę już ile i gdzie. Dzieci od 4 klasy z nauką zdalną. U nas pierwszy raz Kaj uczy się na teamsach, mając normalne lekcje w godzinach lekcji, tyle, że przez komputer z kamerką, głośnikami. Oprócz skupienia uwagi na temacie, musi się łączyć z klasą, z nauczycielem i ogólnie ogarniać sprawę technicznie, czytać zadania, informacje, z Librusa na Teams i odwrotnie, pilnować godzin itp.
Na początku sama miałam jakiś tam techniczny problem, ale od drugiej lekcji Kaj sam zaczął ogarniać. Może zobaczyć też swoich kolegów, koleżanki w ich domach, przy ich biurkach, zamienić dwa słowa, czasem napisać. To zupełnie inaczej działa niż tylko przysyłanie zadań przez nauczycieli i odsyłanie ich z powrotem, to żywe reakcje, kontakt, jednak chociaż namiastka spotkania, bycia razem. Bardzo ważne. Przy tym trochę przyspieszony kurs informatyki użytkowej. Czemu nie. Nie narzekamy. Działa 🙂
Chyba w takim momencie jest mniej stresu dla rodzica, bo jednak nauczyciel mówi do tych dzieci i one są bardziej samodzielne. Gdy funkcjonowało to na samych wiadomościach w marcu, kwietniu, maju, to trzeba było bardziej dzieci dopilnować samemu, robić zdjęcia, odsyłać zadania, może teraz częsciowo tak być, ale zdecydowanie lżej.
Chociaż mam świadomość, że nie zawsze jest kolorowo, gdy jedno dziecko na takiej zdalnej lekcji, to ok, dwójka nawet, można je rozstrzelić po mieszkaniu, by sobie nie przeszkadzały. Ale jak ktoś ma więcej dzieci, to już robi się gęsto i mogą nawet się rodzić konflikty. A jak u Was? ile dzieci się uczy zdalnie jednocześnie, macie sprzęt, dajecie radę? Podzielcie się doświadczeniem.
U mnie organizacja nie jest tragiczna, rano muszę młodsze dziecko zawieźć do szkoły, ale w tym czasie Kaj już sam włącza sobie lekcje. Akurat ja prawie też mam zdalną pracę, to mogę w międzyczasie zdążyć zakupy zrobić do g. 9.00, a potem powiesić pranie, umyć naczynia lub nawet ugotować obiad. Pomiędzy tym, co muszę sama do pracy ogarnąć, uda się coś zrobić.
Ponieważ nadal nie mam swojego biurka ani kawalka stołu, nie przejmuję się zbytnio sprzątaniem. Ważne, że remont posuwa się do przodu, a jakie tempo tego, czy to ważne?
Zbyt wiele spraw wokół pochłania. A z laptopem mogę pójść gdziekolwiek, nawet usiąść na podłodze lub w ulubionej obecnie kuchni 😉
A, jeśli niektóre lekcje odwołane, a jest ładna pogoda, to czemu nie wsiąść na rower i, skoro dziecko tylko pod opieką rodzica, nie pojechać gdzieś na wały i zrealizować na przykład W-F. Bo akurat nie mają W-F zdalnie w domach, tylko pani wysyła co można zrobić w plenerze, gdy pogoda. Tak, wczoraj była pogoda, idealna na rower i marszobiegi 😉
A po powrocie z W-Fu w sam raz czas na przygotowanie obiadu, w miejsce marudzenia więc, że trzeba obierać te ziemniaki, pozwoliłam Kajowi na twórcze ich obieranie, a co tam. Całkiem niezła frajda i zero nudy 😉 A do czego te ziemniaki się przydały, to w następnym wpisie, wreszcie coś dla żołądka na jesień 😉
Ja niedługo w Teamsie:)
Justa, a propos braku stołu to i ja nie posiadam biurka, tylko taki mini składany stolik. A jednak, czytając Twoje blogowe posty mam wrażenie, że biurko nie jest nigdy wyznacznikiem pisarstwa 🙂
Super pogoda we Wrocławiu, zazdroszczę 🙂 Pozdrowienia!