Wychodzę dziś na autobus z dwójką chodzących do szkoły dzieci, wszystko mamy, nikt niczego nie zapomniał, a nawet jeszcze, w czasie oszczędzonym na makijażu i w ogóle patrzeniu do lustra, udało mi się wyrzucić śmieci. Jesteśmy kilka minut do przodu, wcześniej niż zwykle, mamy dużą szansę na zdążenie na autobus, który ostatnimi czasy ucieka nam, gdy stoimy na światłach. Ech te niekończące się stada świateł, które tak bardzo ćwiczą naszą cierpliwość i oddalają od celu.
Zdążyliśmy na zielonym i czekamy, świetlna tablica pokazuje, że autobus będzie o 7.36 ale niestety nie jest to ta wersja, która mówi nam, że będzie na pewno za 3 minuty, tylko on ma rozkładowo tu być o tej 7.36. I ciągle to samo. Czekamy, zbliża się godzina i go nie ma, a na innym pobliskim przystanku stoi tramwaj, bo ma akurat tam postój, informacja świetlna, że odjedzie za 3 minuty. I on na pewno już jest i na pewno odjedzie! Natomiast ten autobus to tylko potencjalny autobus, już nieraz nie przyjechał, bo gdy mija wyznaczona godzina, okazuje się, że następny będzie ale za 10 minut na przykład, dla nas to już za dużo czekać 10 minut.
Decydujemy się na tramwaj, który za 3 minuty. Idziemy do niego, by nam nie odjechał przed nosem, jak też nieraz się już zdarzało, cały czas oglądamy się za siebie czy nie jedzie autobus, zawrócilibyśmy, pobiegli, mamy to wytrenowane.
No i już w nim jesteśmy, rozsiedliśmy się nawet, a tu właśnie z przystanku odjeżdża nasz autobus, teraz to już nie dobiegniemy, trudno, tramwaj nadal czeka, jakoś te 3 minuty trwają trochę dłużej niż nam się wydawało, że powinny.
No ale dziś już nie przejmujemy się, Brzoskwinia nie płacze, że się spóźni, co niedawno jeszcze bardzo przeżywała, chyba “twardnieje jej skóra”, życie weryfikuje wrażliwość i obowiązkowość. Ja też już nie płaczę z bezsilności, że wszystko przeze mnie, zawodzę dzieci, bo spóźniamy się, jak często, gdy każda minuta i każda rzecz od rana występuje oficjalnie przeciwko mnie. Nie dziś, dziś świeci słońce, dziś w tle głowy rosną znaki zapytania i ilość niewiadomych wśród danych do rozwiązania kolejnego dnia.
Dlatego jedziemy spokojnie tramwajem jeden przystanek, nie wiedząc czy tu nie będzie drugiego postoju, bo to taki tramwaj akurat i takie rzeczy się zdarzają, dwa postoje z rzędu. Nie przejmujemy się tymi kilkoma minutami dłużej. Ani tym, że autobusem już byśmy byli po przesiadce i może nawet prawie przed szkołą. Nie przejmujemy się, że dokonaliśmy złego wyboru, mogliśmy czekać na ten autobus, mimo niewiedzy o tym czy w ogóle przyjedzie. Nikt nikogo dziś nie obwinia.
Cieszymy się przecież, że jednak do tej szkoły mogliśmy pojechać, że dzieci się uczą jeszcze dziś normalnie, że jeszcze dziś jesteśmy zdrowi, że świeci słońce, i że ktoś się do nas po drodze uśmiecha pod maską, że kierowca przepuszcza na pasach. Cieszymy się z tego, że mamy się gdzie spóźnić i że możemy się do kogoś uśmiechnąć pod maską, bo być może dla tego kogoś to światełko w ciemności, możliwe, że dla nas też.