Moja Grupa Poetycka Hurtownia może i nie ma na razie swojej strony, ale nie znaczy to, że nie ma się dobrze i nie działa. Jak tylko może to działa, spotyka się i pisze, a nawet ma w głowach wieczorek poetycki.
Skoro od poniedziałku tak twórczo mi te spotkania napędzają czas, to czemu nie podzielić się z Wami naszym najnowszym ćwiczeniem zlepionym z dawnych studenckich zabaw i wymyślonych na poczekaniu zasad, które jakoś idealnym trafem doprowadziły do całkiem niezłych efektów pisarskich.
I już widzę, że ćwiczenie będziemy powtarzać. 😉
Na razie pokażę Wam część tego ćwiczenia i efekt pierwszy, czyli będzie to wspólna poetycka praca.
Napiszę jeszcze, że jeśli nie chcecie, boicie się napisać coś, za co całkowicie będziecie odpowiedzialni Wy sami, to napiszcie to w grupie, jak nie kartka zawijana, to możecie to robić w sieci na spotkaniu, przesyłając drugiemu swój wers, by napisał do niego kolejną linijkę.
U nas to wyglądało tak:
Nazwałam to zawijankami, bo zawijaliśmy kartkę, zaginaliśmy tekst napisany. Z tych zawijanek później jeszcze na spotkaniu powstały wiersze każdego z piszących już osobiste. Jak układanie puzzli z gotowych wersów, ale to już nie w tym wpisie 😉
Czym są więc zawijanki? (to co pisaliśmy ostatnio było naszym pierwszym razem w ten sposób).
Zawijanek było 6, bo 6 osób je pisało. Zaczęliśmy jednocześnie pisać 6 wierszy wspólnych. Każda z osób w kręgu napisała pierwszy dowolny wers i podała kartkę dalej, osoba po prawej, do tego wersu dopisała drugi i potem zawinęła ten pierwszy do środka. Kolejna osoba napisała trzeci wers, ale widząc tylko ten drugi, a pierwszego już nie i tak następna osoba pisała kolejny wers też widząc tylko wers poprzednika. Żadna z osób, pisząc nie widziała wszystkich wersów, tylko zawsze jeden przed, do którego trzeba było dopisać następny. I tak pisaliśmy do końca kartki. Gdy wiersz wrócił do tej osoby, która pierwsza napisała wers, rozwinęliśmy harmonijkę i każdy przeczytał ten wiersz, który zapoczątkował. A to owoce naszej zabawy.
Wiersz 1
ryzykownie pnąc się ku niebu
chwytam się czego popadnie
bez sensu i tak spadnę
razem z tą krzywą lampą
proste żarówki, krzywe żarniki
spiralne ręce chłód palców
na włosach ciepły słońca żar
boję się o przyszłość powiek
a ja boję się o ich przyszłość
w irlandzkich rytmach
kraciaste sukienki, dudy, gardłowe jęki
Wiersz 2
pogrzebany korzeniami do wnętrza
liśćmi w sumie też bo czemu nie
liście znajdę w kałuży pod dębem
pobrudzę buty powietrzem
wyczyszczę je dymem wrocławskich osiedli
kolejka u Chopina najlepszym antybiotykiem na dzień
w nocy wszyscy żywi słuchają siebie
Fuga op. Nr 5 Bacha „Nadejście Mesjasza”
jak już, czy nie można zaraz?
Dwie wątroby skóra już w szpilkach
Wiersz 3
Włosy i łąki trzeba regularnie kosić
kiedy kawiarnie zamykają swoje drzwi
gdy wspomnienia z kawiarni otwierają nasze sny
zamykają skojarzenia serpentynami dotyku
ugniatają w głowie banały bezlitośnie
„Być albo nie być” to głupie pytanie.
Dwa okna w odległości dwóch krótkich spojrzeń
będę chciała przylecieć do ciebie, rozbiję się o szybę
wsiąkam w szkło, stale miauczę pod drzwiami
ogony szklanek głaszczą klamki
klamki coś kręcą z kubkami
Wiersz 4
Na początku będzie odwrotnie
od wrót zostało mi zaledwie parę centymetrów
albo pięć niebieskich schodów w górę
I złota brama na górze, wciągają mnie pod nią za szyję po sznurze
słodkie początek i koniec wlewane do otwartych ust
utyka w kratach zaciśniętych zębów
wyjmie ją dopiero dentysta na wizycie kontrolnej
nie wymieniając na nic
zdobyć wszystko, jakże naiwnie
połącz cholewką z domem bogów
albo nie, nie ma przymusu
Wiersz 5
W chwili słodko smakuje szczęście, po chwili odkłada się w dupie
bo tycie jak życie w ogóle jest głupie
ale nie powiem gdzie to mam
nie będę się ci tłumaczył
ani pamiętał kolorowych kul na przejściu
białych pasów na jezdni, z plamami czerwieni
kwitnie dość
usycha z przesytu
w suchości jest sens życia
i rodzynki
Wiersz 6
została mi po Tobie szklanka kawy
i tyle cukru ile słów
jak suche kakao – milczę – czekam aż ktoś zacznie dialog
a potem łazienkowe kafle odwyk od ścian
sufitu, wszystkich podłóg pod butami
kołyszą się lampy, pęka kafelek
zmień piec na światło
zmień „płeć” na „Boga”. Bądź pieprzem w nosie
ludzki każdą grudą ziemi w boskiej krwi
szukamy rolnika i lekarza
znaleźliśmy nauczyciela i świnię truflową
Macie ochotę się pobawić w pisanie? Nie trzeba być poetą.
O drugiej części ćwiczenia następnym razem 🙂
Jeśli uda Wam się coś napisać, to może się podzielicie?