Mamy przedświąteczny czas, już taka ostatnia prosta, w której dużo trzeba, dużo wypada, bez tego, to przecież nie ma świąt. A ja tak trochę sprofanuję co trzeba i co wypada, kto wie, może to jeszcze da się wybaczyć matkom zapracowanym, trochę sfrustrowanym.
Ale przecież nie tylko matki bywają zapracowane.
W każdym razie już teraz wiem na pewno, że całego bałaganu domowego nie jestem w stanie okiełznać przed świętami, wiem też na pewno, że nie umyję okien, bo też nigdy tego nie robiłam, bo trzeba koniecznie, a tym bardziej przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy zimno i często deszcze zacinają na te okna. Fakt, rzadko może już teraz w naszej szerokości coś tam na oknach zamarza ale dawniej, to i takie rzeczy. Po co się torturować, to już naprawdę wolę polepić z dziećmi uszka, czy pierogi. Na to się znajdzie czas, może i na zrobienie kilku kartek. Ale robienie kartek powiększy znów odrobinę nasz bałagan i chaos wszechświata. Z chaosem to akurat obojętnie czy u nas większy porządek, czy większy bałagan, chaos i tak rośnie 😉
Nie mówię żeby całkiem nie sprzątać, wiadomo, że to święta i chcemy spędzić je ładnie w miłej atmosferze, spokoju i czystości, ale nie oszukujmy się, nagle sterylnego pudełeczka z codziennego bałaganu nie da się zrobić, pracując. Jeszcze cały tydzień pracy i zajęć z dziećmi do późna, więc naprawdę w domu niewiele da się zrobić, oprócz zwykłych codzienności: pranie, zmywanie, gotowanie, lekcje, padanie na nos, pobudka przed czasem, spóźnienie w granicach normy.
Ale jednak gdzieś ta moja potrzeba porządku musi się objawiać. Bo, choćby na moim „braku biurka” czyli jego błogosławionej imitacji zalegały papiery i książki w różnych konfiguracjach, o dziwo umiem w nich znaleźć nawet wyniki badań czy najmniejszą zapisaną karteczkę; choćby dziecięce zabawki walały się po większości przestrzeni dywanowej oraz po wszystkich kątach, a były sprzątane wyłącznie po dziecięcemu; choćby niektórym półkom trudno było doczekać się ściereczki antykurzowej, to jednak odkurzone musi w domu być. Odkurzacz potrafi nawet pracować codziennie, czy w ekstremalnych przypadkach dwa razy dziennie, jeśli taka potrzeba. No i koszulki na W-F dzieciaków muszą być codziennie wyprasowane. Tak, jak prawie w ogóle nie prasuję innych rzeczy, tak koszulki mają swoje prawa. Kaj ma W-F trzy razy w tygodniu i codziennie przynosi tę koszulkę wymiętoloną do granic, Brzoskwinia ma tylko dwa razy, ale wymiętolenie w podobnym stopniu. Nie mogę zwyczajnie na to patrzeć i zwykłe złożenie tego mi nie wystarcza, więc prasuję te koszulki, obojętnie, czy pierwsza w nocy, czy szósta rano. Tym sposobem zapewniam sobie codzienną porcję uporządkowania.
No i jeszcze jedno, po mozolnych odrabianiach lekcji z drugoklasistką i, co o wiele już poważniejsze, czwartoklasistą, znajdzie się trochę czasu do napisania tego tekstu i może jeszcze jednego wiersza, czy piosenki.
A jak się mają Wasze sprzątania przedświąteczne?
Nie prasuję 🙂 Tylko koszule, ale to robię raz w miesiącu albo i rzadziej. Im mniej mam czasu, tym mniej sprzątam. Gotować lubię, więc gotuję. Ale tyle, ile uważam, że muszę.