Blog · Dzieci

Uparciuch – jak odzyskać spokój ducha

Codzienność to nerwy, przy dzieciach zwłaszcza, bo mamy w domu więcej ludzi, każdy ma swoje pomysły, zdanie, humory, lenistwa i wdzimisię. Każdy chce przeforsować swoje, a przecież żeby żyć w stadzie musimy się do siebie trochę naginać. Nie da się inaczej, więc jak ten spokój odzyskać, gdy wszystko na ostrzu słowa od rana?

Szczerze mówiąc, ciągle od nowa nie mam pojęcia, ale też ciągle próbuję nowych sposobów, by do tego spokoju się zbliżyć chociaż.
Przecież niby wiem, że wkurzanie się nic nie da, tylko potęguje inne frustracje, to czasem może warto coś w żart obrócić i śmiać się z samej siebie, tak się śmiać, aż inni też zaczną. Ale warunek jest taki, że trzeba szczerze. Jak wywołać w sobie teką reakcję? Nie mam pojęcia, może z bezsilności, może z jesiennego splinu? Czujecie, że przecież zrobiło się tak jakoś ciszej wokół, może to kolory liści, tak miękko, chociaż szelestnie?
Weźcie trochę z tej aury, a może uda się wyczarować spokój jesienny, w którym wcale nie zawsze trzeba gnać gdzieś na oślep i bez tchu, można iść powoli i delektować się tym, co jest. Nawet, jeśli przyjdziemy gdzieś minutę po czasie, może spokój jest nam bardziej potrzebny niż strach przed tym, co będzie. Może on jest bardziej potrzebny tym, którzy czekają na nas spóźnionych. Może nie rzucimy wściekłością wokół, tylko pogodzeniem się z faktem i uspokojeniem kogoś obok. Może uda się nie zepsuć komuś humoru, albo dnia.

Brzoskwinia na przykład potrafi być uparta do granic  i ja czasem zamiast walczyć, próbuję się z tym pogodzić, czasami się udaje.
Już o chodzeniu dzieci do kościoła nieraz pisałam, ale tym razem znów natchnęła mnie niedziela. Spóźniliśmy się do kościoła jak zawsze, nie było niesamowitych chęci, by tam pójść, bo wszystko w domu wołało, że jest ciekawsze od modlitwy, spotkania z ludźmi, czy posłuchania, co ksiądz ma do powiedzenia. No ale doszliśmy. Foch był od początku, bo nie weszliśmy na górę, stoimy na dole, bo nie ma miejsc. Stoi naburmuszona i ani w prawo, ani w lewo. A ja myślę sobie, że to i tak nic nie da, jak będę upominać, czy strofować,  więc nie robię tego. Spokojnie stoję i myślę, przejdzie, Kaj i koleżanka idą poszukać miejsca z przodu ale wracają, bo jednak coś im tam nie pasuje. Stoimy więc, ale po czytaniu, ksiądz, który zazwyczaj schodzi by mówić do dzieci, rozmawiać z nimi, idzie prosto w naszą stronę, by zaprowadzić Kaja i koleżankę na wolne miejsca z przodu, dla Brzoskwini też było, ale ta jest naprawdę uparta i nawet za dziećmi nie poszła, a ksiądz też jej nie ciągnął na siłę. Stała jeszcze trochę  wściekła, ale coraz mniej. Ten gest ze strony księdza i takie zwykłe po ludzku zauważenie drugiego człowieka wprowadził we mnie jakby jeszcze większy spokój i mogłam nadal stać z Brzoskwinią, a nawet ją przytulić, a to spowodowało, że jej złość prawie całkiem stopniała. Pogodziłyśmy się obie z sytuacją i żadna z nas drugiej niczego nie wypominała.

Każdy jest inny i ma czasem prawo do zachowań, wyborów innych niż wszyscy i to dobrze, jeśli tylko nie przekracza, nie narusza przestrzeni drugiej osoby w sposób niemiły, skrajny, dokuczliwy. Tak jak zaraża się drugiego frustracją i sprzedaje mu zdenerwowanie, tak można też zarazić spokojem, choćby przez gest zauważenia, czy zrozumienia. To może się zdarzyć w kościele tak samo, jak zdarza się czasem w autobusie, czy na ulicy, a czasem zwyczajnie w naszym domu.

Jedna myśl na temat “Uparciuch – jak odzyskać spokój ducha

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *