Uwielbiam te długie korytarze, w nich zawsze są widoczne fraktale. Nieskończoność, na końcu schody.
Tak, mamy światełko w tunelu, rozmowy w czwartek, w ten czwartek, a nie po świętach. Niezależnie od skutków, nadzieja umiera ostatnia.
Ten, komu zależy, rozmawia już, teraz, od razu, dniami i nocami. Martwi się i rwie włosy z głowy, a nie odwleka. Nam zależy, wszyscy już chcemy wrócić do normalnej pracy.
Jak już będzie ta praca, to będzie tak, jak jeszcze nigdy nie było. Taka będzie radość jak ulga.
Taką sobie lekturę na ten czas wybrałam – “Kiedy umieram” Faulknera. Pewnie mało kto zna. A warto poznać.
Tak właśnie się czuję teraz, jak przy trumnie, jak przy kimś, kto umiera, czuję żałobę.
Ta książka to zbiór strumieni świadomości członków rodziny i ludzi z otoczenia zmarłej matki, którą trzeba przewieźć w jej rodzinne strony i tam pochować, bo to było jej ostatnie życzenie. Wszyscy mają jeden cel, mimo przeciwności. Każdy to odczuwa inaczej, inaczej widzi i boryka się w sobie z różnymi problemami, bije z myślami. Każdy jest sam, ale każdy składa się na wszystkich, wszyscy się wspierają. Tak właśnie jest, teraz jest, Tak to czuję. Na końcu jest światło.
Ps1. Gdyby każdy nauczyciel napisał strumień świadomości z tych dni, wyszłoby jak u Faulknera.
Ps2. Dziękuję Magda za pożyczenie tej książki, doczekała się chwili, to kolejny kafel chodnika, na który musiałam wejść.
Czytaj, Kochana! Cudowna jest ta książka i zapewniam Cię, zostaje w pamięci na długo. A potem się do niej wraca :-*