Wiedziałam, że w którymś momencie to nastąpi przy pracy na etacie, że przyjdzie moment, w którym kompletnie nie będzie czasu na napisanie jakiegokolwiek posta.
Tak, jeśli organizuje się jakieś przedsięwzięcie i jest się sterem, żeglarzem i okrętem, to pracuje się nie tylko w pracy, ale w każdej minucie doby, nawet się o tym śni. I, chociaż wiem, że są zdecydowanie większe imprezy, które organizują jednostki, wymagające większego zaangażowania, panowania nad wszystkim, to jednak ten mój konkurs i tak daje mi w kość. Nie myślcie sobie, że ja dziś Wam wszystko opiszę, co się tu robi i jak, mądrze i z instrukcjami, nie. Dzisiaj poczułam po prostu głód pisania, bo bardzo jest mi to potrzebne, ale muszę się zajmować czymś innym i dlatego tym razem będzie strumieniowo, co mi ślina na język, pióro na papier, klawiatura na ekran przyniesie, zrywami i blogowo, a nawet typowo pamiętnikowo.
Konkurs jest ogólnopolski, a skoro ja to robię, to oczywiście musi być poetycki i dla licealistów, już o tym w sumie pisałam tutaj, tuż przed świętami, pod koniec postu.
Dwa tygodnie przed finałem są naprawdę pełne ręce roboty, a biblioteka szkolna w połowie przemienia się w biuro konkursu, bo trzeba wyłonić laureatów, czyli skrzyknąć jurorów, ustalić werdykt, potem przekazać informację laureatom i wyróżnionym oraz ich opiekunom, nauczycielom, zaprosić, załatwić noclegi dla przyjezdnych, postarać się o nagrody, poczęstunek. Zlecić zrobienie statuetki, odebrać ją osobiście, stworzyć plakat, wymyślić program finału – część artystyczną, zadbać o wystrój, dekoracje, przygotować salę. No właśnie, salę, nie taką, która tylko czeka na tego typu wydarzenia, jak choćby szkolna aula, nie, nasza szkoła – jedna z lepszych w rankingu ogólnopolskim nie ma auli, dlatego salę na uroczystość muszę pożyczyć od jakiegoś nauczyciela, tzn. tego dnia pozbawić go lekcji w tejże , albo od nauczycieli W-Fu, co w sumie na to samo wychodzi. To wszystko trwa, ciągnie się od rana do wieczora, wymaga telefonów, rozmów, pism, łażenia po mieście, przypominania się, itp., ładnych uśmiechów do potencjalnych sponsorów, okrągłych słów i całe moje pisanie ostatnio sprowadza się do uzasadnień i próśb.
A jeszcze to ciągłe zmartwienie, czy się czegoś nie zawali, o czymś nie zapomni. Już mi się zdarzają sytuacje, które potem trzeba naprawiać, ratować, więc oby do finału.
No ale dobra, dość tego ględzenia, robię swoje i obiecuję Wam, czy jesteście ciekawi, czy też nie, wrzucę na bloga swoje refleksje po wszystkim, małą relację z finału konkursu, na razie muszę zebrać sensowne myśli i zrobić listę na kolejne działania, od których może uda się odpocząć w część weekendu, ale tylko część, bo trzeba popracować nad występem artystycznym finału, więc próba już w niedzielę.
Spytacie co robią dzieciaki w tym czasie, ano uczą się, bawią, poświęcam im tyle czasu, ile zdołam: na odrabianie lekcji, zawożenie do szkoły, podanie posiłku, zrobienie kanapek do szkoły. No cóż, dobrze, że już umieją same czytać i pisać, że jest ich dwójka i umieją się zająć sobą. Gadamy trochę w drodze do szkoły i ze szkoły, i bawimy się w ulubioną ich zabawę ostatnio: liczenie zobaczonych na ulicy psów, kto dostrzeże więcej. Tak, jeżdżenie po dzieciaki do szkoły i odwożenie ich całkiem mnie relaksuje ostatnio.
No to na koniec tego postu, który jest trochę jak groch z kapustą, odeślę Was do czytania o poezji polskiej współczesnej wydanej w zeszłym roku. Tak, artykuł z czasopisma internetowego Mały Format, to naprawdę niezłe źródło, jeśli chcemy uzupełnić na przykład biblioteczny dział poezji o ciekawe nowe pozycje. Uwierzcie mi, młodzież, zwłaszcza ta, która na przykład wysyła swoje wiersze na konkursy, chętnie do takich książek zajrzy, jeśli odpowiednio zostaną zareklamowane, bo przecież trzeba się najpierw dowiedzieć, że są takie w bibliotece. Ja już widzę, po wierszach nadesłanych na nasz konkurs, że sporo młodzieży licealnej pisze wiersze, a żeby dobrze pisać, warto czytać innych poetów nam współczesnych.
Najbardziej jednak w tym artykule cieszy mnie, że jest tam też kilka zdań o “Infalii” – pierwsza reakcja krytyczna. Bywało lepiej. Podsumowanie roku 2018. Jakub Skurtys
Ponieważ artykuł jest długi, od razu zapraszam do działu o rocznikach 70-tych, kto chciałby o Infalii przeczytać. Ale oczywiście zachęcam bardzo do wszystkich działów.
Naprawdę warto.
Teraz mam trochę klapki na oczach, zajmując się konkursem, ale Wy też na pewno macie takie okresy, gdy zajmuje Was praca, hobby, coś, co przysłania Wam każdy centymetr dnia, może macie ochotę się tym podzielić?