Blog

Droga

cmentarz

Czasami tak jest, że w pewnym momencie drogi, ta nasza droga prowadzi przez cmentarz. Prowadzi przez niego zupełnie bardziej i częściej niż raz do roku na Święto Zmarłych, niż nawet dwa razy do roku, czy choćby kilka. U mnie tak było, jako dziecko bywałam na cmentarzu co tydzień, zawsze wtedy, gdy na ten cmentarz szła babcia.

Najczęściej mnie ze sobą zabierała. Tak się składało, że to był czas umierania starszych cioć, wujków, pradziadków. Wyglądało to tak, że babcia prawie nie zdejmowała strojów żałobnych, to znaczy kończyła się jedna żałoba, to prawie musiała znów zaczynać nową. Tak umierało jej rodzeństwo, rodzice, szwagierka, czyli właśnie moi pradziadkowie i ciocie, wujek, wszyscy mieszkali blisko i byli codziennością.  Babcia chodziła permanentnie w rocznej żałobie, a na cmentarz ciągle trzeba było chodzić pielęgnować groby, zwłaszcza, gdy rosła na nich trawa, trzeba było dbać: przycinać, podlewać, pielęgnować kwiaty.
To były więc dla mnie normalne spacery, nie chodziłam do przedszkola, więc babcia robiła mi kanapki i w drogę. Wtedy nie było to dla mnie niczym dziwnym, po prostu. Dziecko zawsze sobie znajdzie coś ciekawego, w każdych warunkach. Zawsze chętnie chciałam jakiś opuszczony grób posprzątać, czy uwielbiałam zapalać po drodze wszystkie zgaszone znicze na innych grobach. Oczywiście lubiłam też czytać nazwiska.

Pamiętam stosy poniemieckich płyt nagrobnych, które leżały w starej wtedy, nieuporządkowanej części Cmentarza Osobowickiego. To był teren niesamowicie zagadkowy, dziecko nie zastanawiało się nad tym, że to były czyjeś nagrobki, to miejsce wywoływało dreszczyk, trochę jak zakazana budowa, czy gruzy. To przecież były gruzy. Teraz to jest ta cała nowa część cmentarza, gdzie nowe groby.
Dziecko nie odczuwa tak bardzo atmosfery cmentarza, jakoś przywyka do tego w czym żyje, akceptuje ten specyficzny plac zabaw, dopiero później, kiedyś rodzi się refleksja.

I nagle w okresie liceum, na studiach miałam tego cmentarza dość, to już było po śmierci babci, z którą jako dziecko na cmentarz chodziłam i po śmierci dziadka, wtedy to miejsce zaczęło mnie przerastać i poczułam, że wyczerpałam limit wizyt na cmentarzu w życiu. Jedni są na to bardziej wrażliwi, inni mniej. U mnie się przelało.
Pewnie dlatego, gdy już urodziły się dzieciaki, trochę trwało nim pierwszy raz wzięłam je na cmentarz. Na mnie zaciążyły te częste wizyty cmentarne z dzieciństwa, więc chciałam im tego oszczędzić. Z dzieciństwa szczególnie i bardziej pamiętam momenty dowiadywania się o kolejnych śmierciach, smutki i stypy. Właśnie dlatego nie bardzo umiałam o tym rozmawiać ze swoimi dziećmi.
I tak się stało, że to dzieciaki mnie nauczyły tego, że trzeba rozmawiać normalnie, że można, że tabu też nie ma sensu. O rozmowie z Brzoskwinią o śmierci, gdy była jeszcze wczesnym przedszkolakiem napisałam tutaj.
Wszystko się jednak zmienia i dopiero w tym roku poczułam, że mam oswojoną przeszłość, że z innym nastawieniem mogę iść na cmentarz z dzieciakami, w poprzednich latach czasem nawet 1 listopada ich nie zabierałam. Teraz są już tak duże, że można porozmawiać i wyjaśnić, odpowiedzieć na pytania. Nie ma czego się bać!

cmentarz1

Dawno nie było wiersza, więc jako ilustracja wiersz z Infalii

ci co już umarli przynajmniej nie muszą się powtarzać

alicja nie chadza na pogrzeby
woli zahaczyć o byle jaki wieczorek poetycki
lub choćby nędzny film o indonezji
z łatwością wtedy wierzy w opowiastki
o trzygłowym wielorybie
grasującym po lesie osobowickim
chwilowo nie potrzebuje innych bodźców
na razie śpi i wydaje jej się
że wymyśla nową bajkę

© Justyna Paluch

2 myśli na temat “Droga

  1. Całkowicie Cię rozumiem. Ja też nie lubię cmentarzy i unikam. Wolę pojechać do lasu.

  2. Trudny temat u mnie w miasteczku rodzinnym w Jaworze koło Legnicy był grub nieznanego żołnierza, cmentarz żydowski, cmentarz żołnierzy radzieckich, i cmentarz polski. Moja mama opowiadała mi że jak była mała przy niektórych grobach żydowskich rosły piękne róże a z czasem zdziczaly i obecnie zostały same płyty nagrobne. Mnie nikt nie ciągnął na cmentarz a pamiętam że w ramach tak zwanego czynu społecznego często z całą klasą wyrywalismy chaszcze na cm. żydowskim, grabilismy liście i zapalilismy świeczki bo to był najbardziej zawsze zaniedbany i opuszczony cmentarz. Polscy nauczyciele i nasi rodzice wychowywali nas w szacunku dla wszystkich zmarlych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *