Pierwszy odcinek o kawach i deserach festiwalowych rozgrywał się na Nadodrzu.
A dziś przejdziemy się od Rynku do okolic Dworca Głównego lub jak, kto woli, odwrotnie.
W sumie festiwal jest dobry dla tych, którzy lubią niespodzianki i zmiany, eksperymenty. Jeśli zaś ktoś chce się napić konkretnej swojej ulubionej kawy klasycznej, to już trochę gorzej. Kawiarnie chcą pokazać się jak najlepiej, wymyślają więc wariacje na temat kaw, dosładzają pysznościami, serwują napoje na bazie kawy z wymyślnymi dodatkami.
Tym razem byłam w kawiarni, do której czasem zaglądam, więc nie była to zdecydowanie pierwsza wizyta, jest to Etno Cafe koło Dworca Głównego. Już same nazwy kawy i deseru świetnie się wpisują w temat festiwalu i na pewno potrafią skusić niejednego eksperymentatora:
- Cosa Nostra – mocna, któtka, słodka, szykowna (flat white z dodatkami)
- La Follia di Zucca – deser żurawinowo-dyniowy
Kawa może i słodka, ale to w niczym nie przeszkadza, deser neutralizuje słodycz
i zdecydowanie dobrze się komponuje smakowo.
A teraz kilka spojrzeń na samo wnętrze kawiarni
I z zewnątrz..
No i jak tu nie wspomnieć, że Etno Cafe przy Dworcu Głównym należy do tych miejsc, gdzie odbywają się od czasu do czasu warsztaty literackie Hurtowni.
Drugie miejsce, do którego zajrzałam, tym razem od rana, to była Cafe Vincent przy ul. Ruskiej.
Tutaj bardzo ciekawy zestaw
- Kawa Barraquito
- Panna cotta inaczej
Pyszna gorąca kawa – espresso, mleczna pianka, mleko skondensowane i, w tym wypadku, odrobina musu jagodowego. A deser pycha – z borówkami i bezami.
W tej kawiarni byłam dopiero drugi raz i choć w zeszłym roku zestawem festiwalowym okropnie się zasłodziłam, w tym roku na razie chyba wg mnie najlepszy z dotąd wypróbowanych.Nie wiem czy jeszcze szarpnę się w tym tygodniu na jakiś zestaw, ale jeśli tak, to na pewno będzie 3 odcinek.
Tymczasem jeszcze kilka fotek z Vincenta.