Wakacje to czasem dla mam jak dwa etaty bez odpoczynku pracowego. Po pracy się wychodzi do domu teoretycznie odpocząć, mając zaś dziecko na wakacjach w domu nie mamy gdzie wyjść odpocząć.
Tak właśnie jest. Gdy wracałam do pracy po wychowawczych, wracałam, między innymi po to, by odpocząć, złapać oddech, zrobić sobie porządek, którego za chwilę ktoś nie zburzy, albo w ogóle nie pozwoli go zrobić. Żeby dokonać kolejnej zmiany, tym razem z domowej egzystencji na stare dobre obowiązki. Tę możliwość zmian mają mamy pracujące poza domem.
Ale mój powrót do pracy dopiero po wakacjach, a teraz etat od rana do rana, 24 godziny na dobę. Dziś świetnie określiła to moja koleżanka Magda, która ten etap ma już za sobą, ma córki nastolatki, że ta „obsługa techniczna” zajmuje sporo czasu i dość wyczerpuje.
No i właśnie obsługa techniczna naszych dzieci, to właśnie wakacje.
Dzieci wiecznie czegoś chcą, ciągle się kłócą, nic im się nie chce robić, a chciałyby żeby dać im wszystko, bo przecież wakacje, pojechać wszędzie.
No to robimy, jedziemy, albo musimy nadrobić zaległe wizyty lekarskie, dentystyczne. Zauważyliście to? Dziś do południa u dentysty widziałam samych rodziców z dziećmi, starszymi, młodszymi. WAKACJE!
To jest ten moment, gdy dzieci wyrosły już z przedszkola w wakacje, ale jeszcze nie jadą na obóz same, z różnych powodów.
Może tylko jakiś tydzień półkolonii, ale tak poza tym trzeba kombinować.
Pewnie będzie tak, że co jakiś czas wrzucę posta o tym, co można z dziećmi robić w wakacje.
Tymczasem dziś o zwykłych, prostych, codziennych, na pozór wcale niewypasionych kreatywnie zajęciach, a jednak takich z innej epoki.
Właściwie dzieci na co dzień oglądają jakieś bajki, najczęściej animowane. Jak to zwykle bywa, potem chcą mieć mnóstwo gadżetów związanych z tymi bajkami, które masowo i z niesamowitym refleksem dostarczają nam producenci. Jak wiadomo, wszystko, co wyprodukowane z myślą o dzieciach, świetnie się sprzeda.
Tymczasem moje dzieci na dobranoc ogladają „Podróż za jeden uśmiech” lub „Stawiam naTolka Banana”. Pamiętacie te czarno-białe seriale?
Tam akcja nie zmienia się szybciej niż mrugnięcie oka, dialogi bohaterów może nie są tak wycyzelowane jak każdy dialog w kolejnej, trzeciej, czwartej, piątej części którejś z wielu animacji.
Za to są prawdziwe, życiowe, a nawet przystające do naszej akurat dzielnicy. Choć tak naprawdę dziś nie mówi się już „klawo” albo „wiara”, to jednak moim dzieciakom nie przeszkadza, pokochali już bohaterów tak, jak można pokochać minecrafta, czy biedronkę i czarnego kota, a może jednak inaczej, bo refleksyjniej i nostalgiczniej. W każdym razie po prostu czekają na kolejne odcinki.
W tych filmach trochę inaczej płynie czas, nie ma efektów, a jednak trzymają w napięciu, chce się wiedzieć co dalej, wzbudzają emocje. Wtedy nikt nie kręcił tasiemcowych seriali, ani też kolejnych części. Taki serial, to była przygoda wakacji.
Dla mnie to też sentymentalna podróż do czasów Karioki, Cegiełki, Cygana, Tolka Banana, czy Dudusia.
Jakoś mnie to cieszy, że moje dzieciaki potrafią się zatrzymać i obejrzeć nie tylko codzienną animowaną sieczkę.
Kolejne nasze zwykłe zajęcie, to czytanie.
Nie męczę ich na razie czytaniem samodzielnym, bo chcą odpocząć od nauki, bo jak będę naciskać, to znienawidzą, więc samodzielne czytanie na razie tylko przy okazji, mimochodem, gdy same tego chcą, gdy trzeba przeczytać instrukcję. Książki czytam ja i czytam z przyjemnością. Trochę mamy nowych pozycji z racji urodzin dzieciaków, które były całkiem niedawno.
Na tapecie znów moja obczytana już wzdłuż i wszerz Osiecka. Tym razem „Osiecka Dzieciom” i trzeba przyznać, że prezent trafiony w dziesiątkę, dzięki Asia i chłopaki. Poziom abstrakcji Osieckiej w bajkach jest bardzo bliski dziecięcej wyobraźni, to naprawdę coś fantastycznego, przeplatanego racjonalnymi i konkretnymi informacjami z życia. Zaczęliśmy opowieść o Eugeniuszu, glinianym ptaku i już mamy pomysł na najbliższe powakacyjne zajęcia w Glinolandii, gdzie dzieciaki chadzają. Oczywiście Brzoskwinia chce ulepić ptaka z gliny. Ale to nie tylko to. Oni tej bajki słuchają bardzo uważnie, pytając przy tym. Z zainteresowaniem.
Nawet nie myślałam, że Osiecka tak przemówi do dzieciaków.
Mnie czyta się to z prawdziwą przyjemnością i z przyjemnością wyjaśnia, odpowiada na ich pytania.
To też podróż do nawet jeszcze przednaszych czasów.
Te filmy i ta książka, to dla mnie naprawdę spory relaks po codziennej „obsłudze technicznej”. 😉
My też oglądaliśmy i wciąż oglądamy stare, polskie seriale. Jeden z ulubionych to „Wojna domowa”, fantastyczna rozrywka!