Jest taki moment w roku, kiedy zmęczenie sięga zenitu. To bardzo piękny czas, koniec roku szkolnego.
Dla kogo jest to moment strategiczny? Na pewno dla uczących się, ale przecież też dla tych, którzy uczą, a czasem dla nich nawet bardziej.
To jest finisz, taki moment, że: „ledwo daję radę”, „jeszcze tylko trochę”, „tego już nie wytrzymam”.
Żeby nie popaść w obłęd i nadal przekazywać coś mądrego potrzebny jest zdrowy reset – wakacje!
W młode umysły też już dłużej nie da się nalewać, co nieco musi mieć czas się ułożyć.
Myślę, że rodzice niezwiązani zawodowo ze szkołą też odbierają to zmęczenie materiału, po prostu zbierają je od swoich dzieci.
Żeby znów w odpowiednim momencie złapać dobry wiatr w żagle, potrzebny jest chillout.
Warto w zanadrzu swojej natury umieć czerpać odpoczynek z różnych rzeczy, które jakoś tam lubimy, nawet jeśli z jednej pracy wpadamy w drugą, bo przy dzieciach w domu nie ma całkowitego urlopu, nigdy, oczywiście tych jeszcze dość małych dzieciach. Jak jest później, tego jeszcze nie wiem.
Jeszcze zostały jakieś dni do końca roku, tymczasem ja już muszę coś ze sobą zrobić, zmienić priorytety na chwilę. Niekiedy wystarczy tylko zmienić rodzaj pracy, odejść od biurka od komputera, od klasy, od książek, pisania, jeśli zmęczenie materiału w tej dziedzinie nas dopadło, i na przykład, w spokoju, przy dobrej muzyce wyprasować stosik ubrań (ja akurat bardzo lubię prasować, na co zazwyczaj nie mam czasu).
Można też, skoro sezon spowodował, że kupiliśmy jagody na litry, zająć się lepieniem pierogów. Czysta przyjemność, ciasto przecież lepimy jak dzieci plastelinę, ciastolinę, czy choćby glinę, a potem, idealny farsz, z którym prawie nie trzeba nic robić. Odstresowujemy się, lepimy dziesiątki pierogów dla satysfakcji zaprzyjaźnionych i domowych żołądków. Można w tym czasie myśleć, ale nie trzeba, ważne, by się nie spieszyć.
Mnie to uspokaja, teraz.
Nie przepadam za gotowaniem, ale innych rzeczy mam na tyle dość, że biorę książkę z fajnymi przepisami, wegetariańskimi akurat, bo szybko się niektóre robi, pożyczam tę książkę od sąsiadki i eksperymentuję, tzn. próbuję nowych dań. Wychodzą. Satysfakcja, uśmiech. A co.
Możemy też pójść na działkę, nie to żeby gdzieś zostawiać dzieciaki, ale bierzemy je ze sobą. Jeśli nie mamy działki, to idziemy do kogoś, umawiamy się z babcią, mamą, koleżanką, wujkiem, że pomożemy jak już przyjdziemy, bo mamy potrzebę zrobienia czegoś innego: pielenia, podlewania, sadzenia, zrywania. Przy okazji damy dobry przykład maluchom. Natura, może i cisza względna, pracujemy-odpoczywamy.
Jakaś robota zrobiona, my trochę mniej sfrustrowani i byle do przodu.
Darujcie, dziś żadnych przepisów, mimo że o jedzeniu między wierszami, może mi się, co najwyżej jakieś zdjęcie zaplącze, ale ogólnie chilloutuję, więc jeśli nie lubisz robić tego co ja, rób co lubisz, byle różniło się od pracy, która Cię zmęczyła.
Tak, gotowanie potrafi odstresowac. Działka też dobrze działa, nawet jeśli walniesz się tylko na leżak I przez godzinę nic kompletnie nie robisz 🙂