Pewnie, że fajnie byłoby już się urwać na wakacje, skoro Boże Ciało, Dzień Dziecka i aż cztery wolne dni, ale… nie zawsze można.
Po pierwsze, nie możemy wziąć więcej urlopu, bo na przykład pracujemy w szkole, albo nasze dziecko nie jest już przedszkolakiem, tylko szkolniakiem.
Po drugie nie możemy wyrwać się nawet na te cztery wolne dni, bo oszczędzamy urlop na większy wypad, albo nie możemy go wziąć akurat teraz.
Po trzecie z kasą jest podobnie, teraz wydalibyśmy na wypad za miasto z noclegiem całkiem sporo i potem może nam zabraknąć na większy wyjazd wakacyjny, więc nie.
Ale miasto też proponuje sporo ciekawych wydarzeń, nie ogarniam wszystkiego, ale jest w czym wybierać. My postawiliśmy znów na teatr, zwłaszcza, że od 5 lat na Dzień Dziecka organizowany jest Przegląd Nowego Teatru Dla Dzieci we Wrocławskim Teatrze Lalek. Trwa on 8 dni i każdy znajdzie tu coś dla siebie. Oprócz spektakli dla dzieci w różnym wieku odbywają się także darmowe warsztaty o różnej tematyce związanej jakoś zawsze z teatrem: plastyczne, muzyczne, ruchowe, kulinarne, komiksowe.
1 czerwca zrobiliśmy taki wypas: rano na warsztaty – “Strach ma wielkie oczy”, wieczorem na premierę spektaklu „Babcia na jabłoni”.
Dzieciaki już podekscytowane, że Dzień Dziecka, co to się wydarzy i że idziemy do teatru, nawet nie marudziły, nie pobiły się po drodze, zdążyliśmy.
Warsztaty odbywały się w plenerze i uczestniczyli w nich i rodzice, i dzieci. Na początek integracyjne zabawy typu Zombie, wspólne wykonywanie zadań, zgadywanie z zamkniętymi oczami różnych elementów w przestrzeni po dotyku. Przy tym było dużo frajdy. Ja na przykład świetnie się bawiłam prowadzona przez chłopca w różnych kierunkach Parku Staromiejskiego i zgadująca czy przede mną stoi chłopiec, czy dziewczynka, czy dotykam słup, czy drzewo, czy na przykład mikrofon pani z radia.
Nikt się nie nudził. Po tym wstępie i rozmowach o tym, czego się boimy, mieliśmy zabrać się za robienie „strachów” z różnych materiałów: worków, butelek, klamerek, kartonu, papieru, nakrętek, drutów, sznurka. No i te prace pochłonęły dzieciaki na długo, strachy potem podpisane stały lub wisiały w Parku Staromiejskim
Mieliśmy przerwę po warsztatach na obiad, lody oczywiście i drobne prezenty, które same dzieciaki wybrały sobie w sklepie. Obawiam się zawsze wchodzić z nimi do sklepu z zabawkami, ale uprzedziłam, że nic drogiego im nie kupię. Wybrali, ku mojemu zaskoczeniu całkiem sensowne zabawki. Kaj zestaw żołnierzyków z planszą do bitew, a Brzoskwinia deskę z nożem i kompletem drewnianych warzyw i owoców. Od Dnia Dziecka bawią się tym codziennie, więc prezent wybrany trafiony, a kieszeni mojej nie zrujnował.
Wieczorem premiera na 18.00. I to jest zupełnie nieprzewidywalne. Nastawiłam się na świetną sztukę, bo reżyser ten sam, co przedstawienia genialnego „Co krokodyl jada na obiad”, które zresztą moje dzieci uwielbiały na równi ze mną. Tym razem jednak trochę się rozczarowałam, samo przesłanie zginęło gdzieś między przygodami głównego bohatera, które owszem pięknie i spektakularnie były zobrazowane. Sporo było efektownych momentów, na przykład kiedy Antek i Babcia byli piratami na statku, albo wesołe miasteczko, czy choćby solówka Antka zagrana na garnkach i miskach, kiedy gotował ziemniaki na obiad.
Nie o to chodzi, że przedstawienie jest złe, tylko czegoś trochę brakowało, dzieci niekoniecznie załapią główne przesłanie tak od razu, bo skupiają się na czymś innym. Ale im właśnie to wszystko się podobało. Ważna była postać Babci, dla Kaja dodatkowo postać Antka, bo dzieci jeszcze ciągle utożsamiają ze swoim otoczeniem to, co zobaczą na ekranie, deskach, czy przeczytają w książce. Kaj ma najlepszego kolegę Antka, więc to bardzo przemawiało.
Przemawiało też to, że na scenie aktorzy jedli prawdziwy jabłecznik.
Jak więc się okazuje, wcale dorośli i dzieci nie muszą na równi być zachwyceni spektaklem, jednak nadajemy i odbieramy na trochę innych falach. I dobrze. Dzięki temu przedstawieniu bardziej to do mnie dotarło.
Tak wyglądał nasz Dzień Dziecka, ale skoro przegląd trwa, to nie koniec atrakcji, byliśmy jeszcze na dwóch warsztatach.
Warsztaty teatralne “BawMY się” zaczęły naszą niedzielę i, chociaż Brzoskwinia już miała focha, że nie chce nigdzie iść, bo chce się bawić w domu, to, gdy już byliśmy na miejscu powoli się rozkręciła aż do tego stopnia, że nie chciała kończyć zabawy.
Warsztaty polegały na tym, że (znów rodzinnie) grupy miały sobie przypomnieć ulubione zabawy, w każdej grupie trzeba było te zabawy ze sobą połączyć, na przykład trzech osób (moje, Kaja i Brzoskwini) i stworzyć z papieru , sznurka , patyków zabawę, grę, w którą można pograć wspólnie, i zaprosić też do zabawy pozostałe grupy.
Było naprawdę dużo fajnych pomysłów i zabaw, my akurat bawiliśmy się w chowanego lalkami z patyka i papieru. W przestrzeni między teatrem a parkiem naprawdę jest się gdzie bawić. Były też baletnica-ciuciubabka, rzucanie do celu i guma ze sznurka do skakania, kryjówki… Wszystkich propozycji nie zapamiętałam.
I znów byliśmy naprawdę zadowoleni.
Trzecie warsztaty, na które udało nam się dostać były warsztatami muzycznymi, na nich byliśmy wczoraj już po lekcjach.
Warsztaty nazywały się “Orkiestra AGD” i celem ich było stworzenie wspólnej improwizacji muzycznej. Prowadzący wytłumaczył dzieciom i dorosłym na czym polega rola dyrygenta i nauczył komunikatów dyrygenta. Dzieci dość szybko łapały i już po chwili za pomocą misek metalowych i pałeczek wystukiwały to, co dyrygent pokazywał.
Po takiej nauce dzieci mogły po kolei też zamienić się w dyrygentów. Wszystko działo się w plenerze i było naprawdę dla dzieciaków ciekawym doświadczeniem.
Bardzo polecam takie warsztaty, które zawsze towarzyszom Przeglądowi Teatrów, tylko trzeba odpowiednio wcześnie dowiadywać się w teatrze o zapisy, bo ilość miejsc ograniczona, natomiast za warsztaty nic się nie płaci.
Przed nami jeszcze dwa przedstawienia w środę i czwartek. Tym razem to nie lada okazja, bo spektakle teatrów z Poznania i Szczecina, których normalnie nie udałoby nam się zobaczyć.
Jeśli będę uważała, że warto, to też o nich napiszę.
Bardzo cieawy pomysł na dzień dziecka