Natknęłam się w sieci na temat o tym, co w życiu pilne, a co ważne, po raz kolejny. Już chyba każdy, kto daje dobre rady, kto poszukuje, kto nazywa siebie coachem o tym mówił lub pisał. Dlatego to dla mnie nic nowego, znam różnice, ale dobrze czasem coś usłyszeć w konkretnej chwili. No i przetworzyć przez siebie. Naszły mnie więc refleksje.
Oczywiście, że bezustatnnie pędzimy, ciągniemy ten wyścig z sobą samym i czasem, obojętnie czy pracując, czy na urlopie. Cały czas jest tysiące spraw, takich spraw, które nie znoszą naszego sprzeciwu, a często są przymusem. A przecież wokół nas toczy się normalne życie: natura, jej cykle, pory roku, a my tego kompletnie nie zauważamy. Nie zdążamy zauważać, nie mamy czasu się zatrzymać, bo z tego nie ma pieniędzy, bo nie zdążymy, zawiedziemy, nawalimy, nie zapłacą, krzywo będą patrzeć, nie warto, po co. Nawet nas to denerwuje, pogoda na przykład, na złość nam.
A jakby tak olać pośpiech?
Być może dawno nie spotkaliśmy się z kimś, kto chciałby z nami porozmawiać, nie odwiedziliśmy kogoś z rodziny. Może spotkanie na ulicy, przypadkowe, warto celebrować, zatrzymać się wbrew całemu światu, pogadać. Ciągle to przekładamy, odkładamy.
Może w ogóle nie zauważamy jakie drzewa wokół nas rosną, kwitną, pachną, ile trwa taki czas kwitnenia, tyle co nasz kolejny projekt? Tyle co ten dzień, który nam upływa na pracy w jakiejś Galerii bez specjalnego widoku na świat albo w ogóle bez widoku. A Wrocław to tylko budynki, kawiarnie, ulice, tramwaje, samochody, światła.
Dziś piękny deszcz przelotny, spieszę się i nie spieszę, przecież ciągle gonię i z niczym nie zdążam, nawet jadąc autobusem powtarzam wiersze na pamięć, swoją rolę do spektaklu, bo przecież za tydzień spektakl, który sama wymyśliłam. Ale tak naprawdę zdążę z tym, z czym chcę zdążyć, na tyle, ile to potrzebne. Dlatego jadę przypadkowym autobusem zupełnie inną trasą, w korkach, które mnie nie irytują, trudno, nie spieszę się. Chrzanić to. Przecież Wrocław stoi na wyspach i to tak pięknie stoi, tak pięknie woda go opływa, to widać z autobusu, jeśli się patrzy. Te wszystkie drzewa, które rosną nad wodą, których kwiatowe wiosenne płatki spadają do rzeki, do fosy. Przecież rok temu też była wiosna, nic nie widziałam, nie pamiętam kwitnienia, musnęły tylko moje oczy, nie pamiętam zapachów.
Przypomniałam sobie, że wiosna tak szybko mija, dopiero co kwitły kasztany i bzy i tak dużo tego kwiecia było, teraz kasztanowe kwiaty przekwitły i już widać malutkie kolczaste owoce, mają mnóstwo czasu, by urosnąć, przemienić się w dojrzałe kulki kasztanów. Jeszcze za to kwitnie trochę akacja, a jak pachnie. To wszystko tak pięknie widać i można się wgapiać i uspokajać, przeżywać coś ważnego, przypomnieć sobie czym jest wiosna i jak się zmienia. Przypomnieć sobie jak ją poznają dzieci, jak sobie uświadamiają, jak je cieszy. I co z tego, że przeżywamy ją po raz 20-ty, 30-ty, 40-ty. Jest ważna, ten ciepły deszcz, który moczy nam włosy.
Szparagi na straganach, które tylko teraz, coraz tańsze truskawki, to czar sezonów, za którymi się tęskni. Tęskni się, o ile nie wydajemy majątku poza sezonem na namiastkę tego, bo teraz wszystko można sprowadzić, wyhodować żeby zapełnić pustkę i wygodę.
Co dla mnie jest pilne? Dla Ciebie? A może to ”pilne” wcale nie jest takie ważne? Może jesteś smutna/y, bo zapomniałaś/łeś, że możesz się zatrzymać i zachwycić, może ważny teraz jest zachwyt tym drzewem, które żyje obsypane kwieciem, zmoczone deszczem, z wielkimi zielonymi liśćmi.
Teraz możesz, zrób wszystko, by odetchnąć, by widzieć, by spotkać. Teraz!
A dzieciaki? Nazbierały dziś całe zestawy traw i liści, będą zielniki-listniki. I chyba jeszcze nigdy tak dobrze nie odrabiało nam się zadań jak dziś, tak spokojnie. Deszcz na całego kołysze.