Pierwszy raz, tak naprawdę nie wiem na jakim blogu tego posta umieścić. Na tym rodzicowym, trochę babskim i takim codziennym, czy na naszym poetyckim blogu Hurtowni.
Ale to tu, przy okazji konkursu, obiecałam słówko o „Sercątku”, więc chyba jednak tu. Najwyżej później zrobimy coś a’la dialog między blogami i też będzie git.
No dobrze, niby to swojski blog, codzienny, prozatorski, ale ja jednak ciągle jedną nogą w poezji.
Nawet jeśli czytam, cokolwiek.
O tym, jak mi się czytało „Sercątko”, już pisałam. Teraz jestem świeżo po zakończeniu tej książki. Była dla mnie porywająca, hipnotyzująca, wewnętrzna, wewnętrznie prawdziwa, przemycająca fakty i bardzo smutna.
Po zakończeniu miałam ochotę zacząć ją jeszcze raz i warto zrobić sobie taką pętlę, wystarczy kilka pierwszych stron. Spojrzenie z perspektywy, gdy już wszystko wiemy.
Jestem w stanie zrozumieć dlaczego ten Nobel dla Herty, bo przecież jak można tak prosto, dosadnie, a jednocześnie tak wewnętrznie i poetycko opisywać trudną rzeczywistość. To jest przejrzyste jak mróz. Życie w kraju dyktatury, gdzie wewnętrznie człowiek nie ma zgody na ograniczenia. Oczywiście jest to pokazane życiem jednostek, ludzi, którzy żeby przeżyć muszą się dostosować, oswoić sobie te dziwne do życia warunki. Muszą sobie radzić tak, jak radzą sobie kury w klatkach, instynktownie, dopóki starczy rozumu, dopóki w psychice kołaczą się siły do walki o siebie.
Tak to widzę. A tak wymownie pisze Herta Müller: „Znali się na strachu. Fabryka czuwała, winiarnia, sklepy, dzielnice mieszkaniowe, hale dworcowe i podróże pociągiem przez pszeniczne, słonecznikowe i kukurydziane pola. Tramwaje, szpitale, cmentarze. Ściany i sufity, i otwarte niebo.”
Pięknie i mocno opisuje prostych ludzi. Życie czwórki studentów pochodzenia niemieckiego pokazane jest na tle rodziny, dzieciństwa, ludowości.
„Sześć lat dłużej żyje śpiewająca babka niż jej rozum. Nie wie, że żyje i że musi się zaśpiewać na śmierć. Nie przyjdzie do niej żadna choroba, która by jej pomogła w umieraniu.”
Tę książkę, napisaną przez autorkę, która żyła w czasach komunistycznej Rumunii i dotknęła tego od środka, warto przeczytać.
Dokończyłam czytać ją dziś, tak jak jeszcze nie czytałam do tej pory książek, jadąc z dwójką moich maluchów autobusem, na stojąco, w godzinach szczytu. Miałam szczęście, że Kaj i Brzoskwinia nie bili się, a nawet nie kłócili dzisiaj, co często im się zdarza. Nie czytam jadąc z nimi, bo zwyczajnie się nie da, ciągle czegoś chcą i wiadomo, dzieci trzeba pilnować, ale dziś się udało. Po prostu musiałam ją dokończyć.
Czytając tę książkę przypomniałam sobie sytuację związaną z moim wierszem, gdy już ładnych parę lat temu, jakoś tuż przed Noblem Herty Müller, wydawałam arkusz poetycki „cyzelować nizać bukszpanić”, pierwotnie chciałam, by miał zupełnie inny tytuł: „Krwiątko”. Wtedy redaktorzy odradzali mi, że będzie się kojarzyć, że zły pomysł, pomyślą, że zwaliłam tytuł w bardzo słaby sposób. Finalnie zgodziłam się z tym i nawet wywaliłam z arkusza wiersz, w którym krwiątko się pojawiało.
Prawda była taka, że gdy pisałam o krwiątku, nie miałam pojęcia o Hercie Müller i jej „Sercątku”. Tak mi po prostu wyszło. Dlatego, gdy się pisze, jednak warto też czytać i wiedzieć, co w literaturze piszczy.
Tymczasem przytoczę tu i swój wiersz z tamtego czasu:
jeszcze nie bajka
przypadkiem przeleciał wiersz nad moją głową
szepty umarły
kto wie na pewno temu królestwo i córkę
a komu biednie ten szczęśliwy
od pępka po końce kończyn
opowiem ci bajkę a ty dośpiewasz sobie życie
przed puentą pouciekały wszystkie zwierzęta
i moje krwiątko zachłyśnięte światem
© Justyna Paluch
Ale to nie koniec posta, ponieważ, gdy już skończyłam „Sercątko” i wróciliśmy do domu, ze skrzynki wyjęłam przesyłkę z książką poetycką zamówioną jeszcze przed świętami. „Płyn Lugola” Julka Gabryela, zupełnie niedawno zmarłego poety.
Prawie nie znałam wcześniej jego wierszy, a teraz po rekomendacji Radka Wiśniewskiego, który robi wszystko, by ocalić od zapomnienia wiersze Julka, poprosiłam o ten tomik. Traf chciał, że przyszedł dziś. I od razu go przeczytałam, pierwszy wiersz trafił mnie i już wiedziałam, że muszę przeczytać do końca.
I tak jak twierdzę, że poeci powinni przeczytać „Sercątko” Herty Müller, bo odczują je podwójnie, bo zobaczą jak może wyglądać dobra proza poetycka, tak myślę, że poeci i nie tylko poeci powinni czytać Julka Gabryela, bo trzeba czytać najlepszych. Dzisiaj zrozumiałam całą tę akcję Radka i że warto, więc nim wyjdzie ostatnia książka Julka, można sięgnąć po dawne numery Helikoptera.
Piękny post. Dziękuję :-*