Miało dzisiaj nie być wpisu, bo nie lubię pisać, gdy czuję, że nie ma o czym. To znaczy nie ma wyraźnie. Wszystkie te „o czym” lewitują gdzieś nad moją głową w równej bezpiecznej odległości i żadne z nich nie spada mi pod nogi, ani na głowę. Mają czas, ja mam czas, by je dostrzec wyraźniej. Nie chcę, by to, co napiszę było tylko zapchajdziurą. To się mija z celem.
I już miałam się zatopić w domowych pracach porządkowych, które jakoś nie dają urlopu i zawsze są do zrobienia, ale wcześniej jakiś mały przebieg po kilku blogach i youtubach, no i proszę, impuls.
Dziś impuls dopadł mnie z SzustejRano. Słucham czasem księdza Szustaka, bo mówi konkretnie i szczerze. Naświetla niektóre sprawy, ale przede wszystkim jest niesamowicie pozytywną osobą i jeśli czasem ma się źle zaczęty dzień, to taka SzustaRano może dać odpowiedni kierunek.
Ja znowu abstrahuję od tego, kto wierzy w Boga, a kto nie. Znam wierzących i niewierzących, i jednych i drugich szanuję. To jest ich wewnętrzna sprawa, to jest jakaś konsekwencja życiowa, więc człowiekowi oceniać trudno. Oni zresztą też nie powinni oceniać.
Niezależnie więc od tego ojciec Szustak potrafi dać pozytywnego kopa.
Czy mi się dzisiaj źle zaczął dzień? Może nie źle, ale średnio. Dopadła mnie refleksja: co z moją organizacją dnia i w ogóle planami? Nie mam. Żyję tak jakoś od sytuacji do sytuacji. Uciekam od tych wszystkich pięknie polecanych schematów, pięknych notatników, wymuskanych planów dnia, godzin, terminów, porad, coachów. Dzieci już doszczętnie mi to zburzyły, bo wszystko podporządkowuje się im.
Wcześniej wszystkie plany przepadały, gdy choroba, szpital lub nawet siedzenie z dzieckiem w domu. Teraz nie pójdzie się tam i tu, nie zrobi się tysiąca wspaniałych rzeczy, bo trzeba odrobić lekcje, odebrać dzieci ze szkoły, trzeba pójść z nimi na spacer, ugotować, wykąpać, położyć spać.
No ale czy naprawdę nie mam planu? Czy to naprawdę taki ciężar? Może i mało zapisuję, tylko najważniejsze rzeczy, jak np. daleka wizyta lekarska ( w naszym kraju potrafią być naprawdę dalekie), ale tak poza tym, wszystkie te czynności wykonuję wg jakiegoś planu i jakoś nie zapominam, mam to w głowie, jak mantrę.
W ogóle, jak jeszcze nie miałam dzieci, to często zapominałam zapisać jakichś terminów w kalendarzu, co nie oznacza, że o nich zapominałam. Po prostu od dawna mam notatnik w głowie i większość rzeczy pamiętam, więc może ja ten plan w głowie snuję i żadne wykresy nie są mi wcale potrzebne? Niektórym pewnie są, niektórym niekoniecznie.
Oczywiście, że to nie jest żelazna reguła, czasem zdarza mi się o czymś zapomnieć, pomylić, albo zdarza mi się jednak zapisywać, ale bardzo wiele wydarzeń odbywa się i już jest po, a ja się orientuję, że zapomniałam zapisać.
Dlatego nie podam Wam przepisów na idealne schematy, na podziały na kartce na dobre i złe pomysły, nie zamieszczę zdjęcia z idealnie ułożonymi na biurku gadżetami sugerującymi perfekcyjny rozkład dnia, a przynajmniej do niego dążenie, tylko powiem, że można żyć w pędzie, w zegarze dzieciakowym i być zorganizowanym i jeszcze przy tym można też mieć coś dla siebie. Taki jest właśnie mój plan.
– Ten blog jest moim planem -zapisuję by nie zapomnieć siebie sprzed paru dni, sprzed miesiąca, roku. To trochę notatka, przestroga, pamięć, wskazówka na przyszłość.
– Pisanie wierszy jest moim planem i to, że staram się dzielić doświadczeniami z innymi, że dążę do tego, by gadać o wierszach. Gadać o wierszach, to inaczej gadać o naszych życiach, to sobie pomagać.
– Codzienność z dziećmi jest moim planem, bo daje nam wszystkim naukę na przyszłość, bo organizuje czas, dzieli go na czas dla kogoś i czas dla siebie.
– Otwieranie się na nowe jest moim planem, jak na przykład pisanie piosenek dla kogoś. Nie jest to zupełnie nowa rzecz, nowa dziedzina, ale taki odłam tego, co już robię, gałąź, do której trzeba się bardziej przyłożyć, lepiej oswoić, czegoś nowego znów nauczyć.
Okazuje się, że wszystko, co spontanicznie w mojej głowie powstało, jest najpierw przemyślane: na spacerze, w drodze do pracy, do szkoły, w podróży, w czasie zakupów.
Tak, wtedy wpadają mi różne myśli do głowy i część z nich właśnie zapisuje się po prostu w głowie.
Później trzeba to tylko realizować czynem albo słowem. Ale bez ludzi, by te moje plany nie były możliwe, więc zawsze potrzebne jest spotkanie, rozmowa, list – komunikacja.
Dzisiaj to sobie uświadomiłam przy oglądaniu szustejrano. Jednak mam plan!
Och Kochana, ja wszystko w telefonie zapisuję! Ale to fakt, dzieci potrafią każdy misterny plan totalnie zmienić pod siebie 🙂
No widzisz, a ja ciągle zapominam, że w komórce takie rzeczy można, jakoś mi niezręcznie. Ledwo zaczęłam jakieś wiersze tam notować czasem, ale w ostateczności. Nie mam nawyku, taka droga naokoło 😉
Justa, super, że to napisałaś, że można nie mieć wychuchanego planu na życie, ale można mieć plan pisania wierszy, bloga i bycia tu i teraz w codzienności. Ja chyba mam podobnie. „A kiedy nasze plany wywracają się do góry nogami” – jak pisał J.Twardowski, wtedy wszystko i tak jest jak miało być 🙂 Pozdrowienia