Trening pierogowy planowaliśmy przed Świętami Bożego Narodzenia, ale jakoś zupełnie nie wyszło to czasowo, zwłaszcza, że to trening na dwie rodziny, więc wymaga zgrania się, zdrowia wszystkich i tak dalej. Tak nam zeszło, że trening ustawił się dokładnie przed Wielkanocą.
Czy to źle i bez sensu? A niby dlaczego? Kształtowanie każdej umiejętności ma sens i nieważne, że wypada niekoniecznie tak, jakby wszyscy tego chcieli.
No i nieraz jest tak, że żeńska część się w kuchni rozszaleje, a męska woli w tym czasie pograć w piłkę. W końcu wiosna idzie.
Ja jestem jeszcze z tego pokolenia, które uczyło się gotować, czy piec z przepisów babci lub mamy, a nie z you tube’a.
No, ale ja akurat się nie nauczyłam, bo mama sama takich rzeczy nie robiła, natomiast babcia owszem, tylko, że nie zdążyłam chcieć się od niej nauczyć i tylko pamiętam z obserwacji co nieco.
W każdym razie, gdy naszła mnie chęć nauczenia się robienia pierogów, musiałam sama tych przepisów szukać.
Kiedyś wydawały mi się takie rzeczy trudne, teraz wchodzimy z dziećmi do kuchni i Brzoskwinia na ogół kwituje, że to przecież łatwizna.
Mniejsze dzieci nawet chętniej bawią się lepieniem ciasta, sklejaniem pierogów, czy mieszaniem w misce, niż te starsze, takie jak Kaj. Wiem, bo robiłam z 3, 4 i 5 latkami. Ważne, że zapamiętają to jako zabawę i chcą do tego wracać. Tylko my dorośli musimy sobie w tym momencie wytłumaczyć, że to bardziej zajmowanie się dziećmi niż gotowanie, trochę więcej bałaganu, ale z drugiej strony my robimy mniej, a dzieci się jednak trochę starają. Jak jest ich więcej, to chętniej to robią.
Tym razem pierogi były klasyczne, ale też na przykład w kształcie nakrycia głowy Napoleona.
Ja się posługuję takim przepisem:
Pierogi ruskie
Farsz
– pół kilo sera białego
– pół kilo ugotowanych ziemniaków
– 3 podsmażone, zarumienione cebule
– sól
– pieprz
ciasto
– 500 g mąki
– 250 ml ciepłej wody
– 70 ml mleka
– 30 g masła
Oczywiście najpierw gotuję ziemniaki, po ugotowaniu ubijakiem do ziemniaków rozgniatam jeszcze ciepłe, dodając ser. Rozgniatam wszystko razem, mieszając. Następnie podsmażam pokrojone w kostkę cebule, trochę je solę. Można na maśle lub na oleju.
Gdy już są dobrze zarumienione, dodaję, po odsączeniu tłuszczu, do masy ziemniaczano-serowej i znów ugniatam, mieszając. Dodaję sól i pieprz. Farsz gotowy.
Teraz zagniatam ciasto, najlepiej początkowo w dużej misce plastikowej żeby nam się woda nie rozlewała na boki. Ważne, by była ciepła, wtedy ciasto nie będzie twarde. Zagniecione ciasto można już rozwałkować na blacie lub stolnicy i zacząć wykrawać kółka szklanką, czyli to, co dzieci lubią najbardziej. A potem lubią też nakładać farsz i zagniatać pierogi na brzegach. Zlepiać brzegi można zwyczajnie lub odrobinę fantazyjnie.
Na ilość farszu podaną w przepisie potrzebne jest ciasto z kilograma mąki. Jeśli robię z dziećmi, to robię dwa ciasta, każde jak w przepisie z 500 g mąki, wtedy mniejsze ryzyko kłótni, łatwiej zorganizować tę robotę.
No ale dosyć już o tych pierogach przed Wielkanocą, może jednak coś z tradycji.
Tego roku postawiliśmy na farbowanie jajek w cebuli, chociaż chcieliśmy też mieć inne kolory, ale jakoś nie zdobyliśmy pokrzyw, kapusta czerwona nie dała niebieskiego koloru tak jak powinna, a później nie było czasu na dalsze poszukiwania naturalnych barwników, zostaliśmy więc przy cebuli. Co się odwlecze, to jeszcze się zdąży, więc może za rok.
Za to na tym brązie cebulowym, dzięki pożyczonej od koleżanki książce z przepisami na farbowanie jajek, zrobiliśmy wzorki roślinne (koperkowe i pietruszkowe), a później jeszcze próbowaliśmy takie brązowe jajko przemienić na staroć. Zabawa fajna, efekt, jak się postarać, też całkiem niezły. W przyszłym roku na pewno spróbujemy więcej eksperymentów.
Wzorki roślinne robi się tak, że na jajko jeszcze przed farbowaniem trzeba nałożyć listki roślinek, jakie chcemy. Akurat natka pietruszki, czy koperek świetnie się do tego nadają, bo są miękkie, przyklejamy je do jajka na wodę i wkładamy jajko z roślinami do pończochy lub podkolanówki. Owijamy ciasno i z jednej strony zawijamy gumką recepturką, musi się ściśle trzymać. Całą tę konstrukcję wkładamy do garnka z łupinami cebuli już ugotowanymi na kolor i gotujemy jakiś czas, sprawdzając od czasu do czasu barwę. Jak widzimy już ten brąz, wyjmujemy jajko, ochładzamy zimną wodą. Po wyjęciu jajka z tej podkolanówki, miejsca gdzie były przyklejone rośliny zostają jasne, reszta jajka brązowa.
Ciekawszy wygląd można uzyskać też przecierając jajko zaraz po ufarbowaniu w cebuli, metalowym druciakiem kuchennym.
Jak co roku, a właściwie dwa razy w roku zrobiliśmy też kilka kartek świątecznych, zdążyłam zrobić zdjęcie tylko niektórym. Właściwie każdego roku nam wychodzi coś innego. Przynajmniej nie jest nudno. 😉
No i w końcu coś świątecznego do jedzenia. Skupię się na ciastach. Właściwie nie kultywuję żadnej tradycji rodzinnej jeśli chodzi o świąteczne ciasta. I właśnie dlatego od pewnego czasu zawsze na Święta robię sernik, a teraz robimy go już razem z Brzoskwinią. Brzoskwinia bardzo lubi pomagać, a nawet czasem to ja pomagam jej.
Z mojego dzieciństwa nie bardzo pamiętam przepisy babci. Wiem tylko, że to były ciasta drożdżowe, ale nigdy nie sernik. Moja mama też nigdy go nie piekła, ani mazurków.
Ja natomiast, nie mając żadnego kulinarnie aktywnego dzieciństwa, w którymś momencie postanowiłam spróbować zrobić i sernik, i mazurek, i sprawdzić własnoręcznie, czy faktycznie są takie bardzo trudne. Jak się okazało nie jest tak źle.
Mam od lat taki przepis mieszany, wzięty z dwóch książkowych przepisów i zawsze mi ten sernik wychodzi.
Sernik tradycyjny
Spód
1 i ½ szklanki mąki
½ kostki masła
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżka kwaśnej śmietany
3 żółtka
3 łyżki cukru pudru
Masa
1 kg białego sera
30 dag cukru
15 dag masła
5 jaj
3 płaskie łyżki kaszy manny
cukier waniliowy
10 dag rodzynek lub brzoskwinie z puszki pokrojone w kostkę
Zagnieść kruche ciasto. Część ciasta zostawić do dekoracji sernika. Pozostałe rozwałkować i wyłożyć dno formy. Formę wykładam najpierw papierem do pieczenia, ale oczywiście można posmarować masłem i wysypać bułką tartą. Wstawiamy to ciasto do piekarnika i w temp. 200 stopni pieczemy przez 10 minut. Po tym czasie wyjmujemy.
Oddzielamy żółtka od białek. Żółtka trzeba utrzeć z cukrem i masłem, następnie dodać ser (ja kupuję w wiaderkach) i kaszę mannę. Utrzeć wszystko. W międzyczasie ubić pianę z białek i taką sztywną dodać do masy, powoli i dokładnie wymieszać. Ja osobiście nie robię tego mikserem, tylko całą masę ucieram w makutrze. Za każdym razem sprawia mi to przyjemność. Wymieszaną masę wlewam na podpieczony spód i teraz już mogę rozwałkować odłożone ciasto i wykrawać z niego paski, by na serniku ułożyć kratkę. Raz nie zostawiłam ciasta na tę kratkę i Brzoskwinia wtedy oburzyła się, że to żaden sernik, co ja robię, nie ma kratki, to nie sernik.
No i proszę jak dzieci się przyzwyczajają gdy coś się robi zawsze 😉
W każdym razie u nas to jest świąteczny pewnik, sernik wszyscy lubią i oczywiście najprędzej znika.
Smacznego!
Piękne mieliście święta i bardzo zaangażowane! Niestety, im dzieci większe, tym mniej mają czasu i ochoty na pomaganie. Za to można z nimi robić zupełnie inne rzeczy 🙂
Gdy mieszkałam z dala od rodziny, nie we Wrocławiu (niepoprawnie ale prawdziwie), jako młoda matka, to musiałam (a raczej chciałam) nauczyć się robić pierogi sama z siebie. Nie były to czasy internetu i nawet komputerów a książki kucharskiej nie miałam. Moje pierwsze pierogi miały kształt kulek z ciasta wymieszanego ze zmielonym mięsem bo lepienie mi nie wyszło. Ale w końcu zaskoczyłam i nawet zaczęłam robić ruskie, które nie były znane w moim domu. A teraz robię tylko na święta – uszka i pierogi z kapustą i grzybami. W innym terminie pierogi kupuję, skoro oferta jest już bogata. A jajka do koszyczka to farbuję zwykle w łupinach z cebuli – są najładniejsze.
A w ogóle to chce się zdobywać tego typu umiejętności, gdy dzieci są małe (jest dla kogo);)