Pewnie już większość z osób mieszkających we Wrocławiu słyszała o wystawie „Świat Tytusa, Romka i A’Tomka”, która jest otwarta od stycznia do najbliższego weekendu czyli 25 marca w Centrum Historii Zajezdnia. Reklamy w telewizji, na tramwajach, mogło się spokojnie obić o oczy. W końcu też poszliśmy w jedną z sobót marca.
Jasne, że warto, można pooglądać wielkie metalowe i kolorowe wynalazki profesora T. Alenta, takie jak: mechaniczny koń Rozalia, wannolot czy wkrętacz. Dzieciaki chętnie włażą do i na pojazdy. Oglądają ilustracje, wielki komiks leżący na ziemi. Niektóre, te starsze usiadłyby i czytały, no ale młodsze reagują głównie na obrazki.
Starsi i dorośli też mają frajdę i mogą dłużej poczytać, no ale to trzy sale tylko i dzieci w końcu się nudzą, przydałoby się już wracać albo gdzieś iść dalej. Ta wystawa akurat jest darmowa.
Tego dnia jednak wcale nie Tytus dzieciakom zapadł najbardziej w pamięć. Poszliśmy jeszcze na wystawę stałą: „Wrocław 1945-2016”
Tu dopiero dzieciaki mogły poszaleć, dla nich wszystko było nowe i z innej epoki, wystawa jest taka sugestywna i namacalna, wchodzi się do pomieszczeń, pokoi, które są stylizowane na poszczególne okresy życia we Wrocławiu po wojnie. Z Kresów Wschodnich wraz z przesiedleńcami przenosimy się do Wrocławia. Dotyka się sprzętów, można usiąść na fotelach, krzesłach w szkolnych ławkach, w starym autobusie. Można dotknąć tego wszystkiego, co dla naszych dzieci jest zamierzchłą historią, a my to czasem pamiętamy z naszego dzieciństwa jeszcze, z opowieści rodziców. Dla maluchów to dopiero raj. Przecież to, czego dotykali, to życie, codzienność, tylko już zupełnie inna od naszej obecnej.
Później, albo i już w takcie oglądania, wystawa rodzi pytania o wszystko, czy tak naprawdę było, czym jest to, czy tamto, dlaczego. Można wspominać, opowiadać tłumaczyć, pogadać z dzieckiem.
Jeśli jeszcze ktoś ma wątpliwości czy z dziećmi na tę wystawę można iść. Można i to bardzo, naprawdę warto. To muzeum, w którym nie da się nudzić.