Co jest tu plusem, co minusem, każdy musi raczej sobie sam odpowiedzieć. Nie oceniam, tylko działam, bo ucieknie.
Wracamy ze szkoły autobusem w ponury szary poniedziałek po feriach, kiedy moje dziecko, które z definicji nie jada sałatek, po moim pytaniu czy zjadła dziś śniadanie, ni stąd ni zowąd wpada na genialny pomysł :
– Zrobimy dziś sałatkę na jutro do szkoły.
Hmm – myślę – czy mamy składniki?
Sałatka jej autorstwa – nie mam pojęcia co wejdzie w skład.
Czy przypadkiem syn nie ma nic zadane – myślę – będzie konflikt. Z jednym odrabiać, z drugim robić sałatkę. Zdążyć.
No dobra, wymienia mi po kolei składniki, ok, mamy wszystko, może nie w ogromnych ilościach, ale wystarczy.
– No dobrze – mówię – zrobimy – uśmiecham się. W duchu myślę, każda okazja jest dobra, by to dziecko zjadło warzywa i owoce.
– Super! No to później zrobimy surówkę jeszcze – mówi Brzoskwinia.
– I weźmiesz obie do szkoły?
– Tak, pożywne śniadanie.
– Ok.
Co prawda na tapecie jest zupełnie inny temat, bo przecież pojutrze zabawa karnawałowa i trzeba przygotować przebrania. Już niby w planie jest aniołek i pirat i oby tak zostało. Do tego mamy przynajmniej wszystko.
No, ale to zajmuje bardzo krótki czas, przynajmniej u Brzoskwini, która jest zdeterminowana do sałatek.
Robimy. Wszystko kroi sama pod moim okiem, bezpiecznym małym nożem. Chwilami ją zostawiam i zaglądam do Kaja, który potrzebuje pomocy przy lekcjach. Jak zwykle na dwa fronty. Nie rozdwoję się, ale nie powiem Brzoskwini, że dziś nie zrobimy sałatek, bo jutro już tego może nie chcieć. Dzieci szybko się zniechęcają i zmieniają zdanie.
Jak ktoś się do czegoś zapali, to nie możemy tego gasić, to musi płonąć.
Biegam więc od jednego do drugiego, ale to nie nowość, kto ma więcej niż jedno dziecko, zna te sytuacje dobrze. Myślę, że nawet jak się ma jedno dziecko, to też się uprawia multitasking, bo przecież zawsze jest wiele rzeczy do zrobienia.
Przy pierwszej sałatce tylko pomidora pokroiłam ja.
Warzywna jednoosobowa sałatka Brzoskwini
– pół pomidora
– szczypiorek
– dwa ogórki kiszone
– dwa ugotowane jajka
– sałata lodowa (kilka listków)
– rukola
– sól
– pieprz
– oliwa z oliwek
– Pycha! – Powiedziała po zrobieniu i spróbowaniu pierwszej, i zapakowała ją do śniadaniówki.
Od razu robimy drugą i tu w ruch ulubione narzędzie kuchenne Brzoskwini czyli ścierka, która jest tarką.
Surówka owocowo-warzywna Brzoskwini
– jedna marchewka
– jedno jabłko
– szczypiorek
– jeden banan
– ogórek surowy (kawałek)
Ścieramy jabłko i marchewkę na małych oczkach, banan w plasterki, szypiorek na drobno i ogórek w kostkę, czyli zęby smoka.
Druga surówka wylądowała w następnej śniadaniówce po spróbowaniu i obie do lodówki. Do jutra.
Ciekawa jestem ile z tego zje na szkolne śniadanie, ale powędrowała z nimi i ze sztućcami do szkoły.
Dziś mam obiecane, że robimy dla całej rodziny.
Moje posty czasami są żywe, więc o efekcie dopiszę po południu lub jutro rano, jeśli pochłonie mnie jakiś inny popołudniowy multitasking.
Tymczasem na deser po deserze stary wiersz ale jakoś tak na fali, a może na lodzie raczej, jak przystało na multitasking będzie więc synestezja:
zlodowacenie trzeciego stopnia
marzanny topi się pod lodem
i nie ma w tym zazdrości
pod lodem mamy wszystkie śrubokręty
i inne potrzebne narzędzia
dokręcamy się nawzajem
wszystko chodzi
po cienkim kruchym
bo jeśli się nie wie że się nie da
to się przejdzie i przez ucho igielne
pod lodem niespodzianka
i chmury nieostro widziane z nieba
bawimy się w chowanego
z przerębla obserwuje Bóg
z powietrza
© Justyna Paluch
Następnego dnia – popołudnie po powrocie ze szkoły.
Brzoskwinia wróciła z tymi sałatkami oczywiście, bo przecież napakowała sobie całe pojemniki po brzegi. Ale trochę zjadła. Zawsze coś. Na razie dalej ma chęć, by robić.
Hmm, ktoś powie po co ja jej tak pozwalam mieszać i dodawać co chce, jeśli to średnio pasuje.
A może nie wiemy wcale czy pasuje, czy nie, poza tym niech się uczy eksperymentowania, dlaczego miałabym jej fundować ograniczenia i stereotypy. Chiałabym żeby się nie bała nowego i możliwości, no i niech sama próbuje co jest dobre.
Sałatkę warzywną jadł nawet Kaj, więc chyba ok. Ważne, że Brzoskwinia sama przekonała się trochę do sałaty, której nie jadła nigdy.
Co do tej drugiej, dało się zjeść, chyba sama dojdzie do tego, co zmodyfikować.
Oczywiście koleżanki w przedszkolu powiedziały: blee.
Ale ona na to, że nie powinny tak mówić, bo przecież nie spróbowały.
No i może wreszcie zrozumie, bo ja rzecz jasna ciągle jej mówię, żeby próbowała zanim oceni.
Myślę, że jakaś nauka z tego poszła w różne kierunki, nie wyłączając mojego.