Nie pamiętam, kiedy tak dobrze tydzień zaczęłam. Od dawna już nie miałam takiej sytuacji. Ferie, poniedziałek, dzieci w domu, a jednak.
Oczywiście, pomijając fakt marudzenia syna i jego zmiany zdania – że jednak nie chce na basen.
Wczoraj, dosłownie na ostanią chwilę zdecydowaliśmy, że skoro w szkole przez ferie jest codziennie godzina basenu, za darmo, a on lubi pływać, to oczywiście będziemy jeździć. Co prawda na 9.00, ale co tam, czasem rano jest fajnie mieć coś, co nas zmusza do wcześniejszego wstania, a to przecież jednak nie 8.00.
Wczoraj chciał, a dziś po śniadaniu stwierdził, że nie, bo co innego z całą klasą, a tak to nie wiadomo jak będzie. Tamto zna, a tutaj wydaje mu się, że będzie niefajnie. Woli zostać w domu.
Nie dałam się zwieść takiemu marudzeniu, już trochę go znam i wiem, że obawiał się nowej sytuacji i to było silniejsze od chęci pływania. Obawa, że będzie inaczej, może będą inne dzieci, nieznane, nie wiadomo jakie wymagania, po prostu się bał i asekuracyjnie chciał zrobić unik.
A ja mu na to, że przecież lubi pływać i jest okazja, a dzieci jednak znajome, bo z drugich klas z jego szkoły, potencjalnie ktoś z jego klasy. Jeśli nie spróbuje i nie sprawdzi jak będzie, to się nie przekona czy fajnie, czy niefajnie. Obiecałam, że jeśli mu się nie spodoba, już tam jutro nie pojedziemy. Zgodził się po długich namowach. Ale miałam determinację, córka, choć młodsza i jeszcze boi się basenu, pomagała mi go przekonać. Było już skrajnie chwilami, bo czas mijał, a tu jeszcze trzeba dojechać, najlepiej na czas.
I co się wydarzyło? Okazało się, że na basen z drugich klas przyszła tylko trójka dzieci, w tym Kaja kolega z klasy. Mieli dla siebie cały basen przez godzinę, zabawy, radość, szaleństwo. Aż szkoda, że innych dzieci nie było, bo naprawdę to fajna sprawa. Kaj chce jechać jutro znów. Może uda się przez cały tydzień zaczynać dzień od basenu.
I dla jasności, nieraz ulegam, często denerwuję się i nie zawsze wiem jak zareagować, ale teraz się udało.
Widać nie zawsze strachy dzieci są uzasadnione i czasem warto dziecko przekonać do spróbowania czegoś, przekroczenia swoich ograniczeń, bo tylko wtedy dowie się, czy jego obawy są słuszne.
A co z drugim dzieckiem w tym czasie? Czekałyśmy z Brzoskwinią na korytarzu szkoły, ale bez nudy, zajęło nas wspólne czytanie książki, bardzo dziewczyńskiej zresztą, którą sama wybrała. Spokojnie na cały tydzień nam wystarczy, a gdy było dość czytania, miałyśmy piłeczkę kauczukową, więc różne warianty poszły w ruch, byle nie były hałaśliwe, ale dało radę i zajęło trochę.
Po tym rewelacyjnym początku dnia mieliśmy jednak coś zaplanowanego, klocki w klubie konstruktora, w końcu nieskończona budowla czekała na nas przez dwa tygodnie. A tam znów niespodzianka. I tym razem byliśmy sami w klubie, może dlatego, że poniedziałek. Skończyliśmy budowlę, podłączyliśmy silniczek i nasza budowla miała efekt. Fajnie zobaczyć coś, co się od zera zrobiło i po podłączeniu do prądu się porusza.
Więcej o moim odkryciu tego klubu tutaj
Później powstały jeszcze mucha z instrukcji i wózki (dla dwóch niedźwiedzi) z wyobraźni. Przez całe ferie klub konstruktora jest czynny od 12.00 do 15.00 oprócz środy. Naprawdę warto, no i można trafić, że będziecie sami.
A przecież gdyby coś nie strzeliło mi do głowy, pewnie spałabym do oporu, bo wolny dzień, a potem leniwie snując się po domu czymś bym zajęła dzieciaki, jak to w domu, kiedy chce się wreszcie odpocząć i wyspać. Jednak jakoś nie czuję dziś zmęczenia.
Pamiętam te wszystkie gry planszowe, w które grałam z młodszą córką, kiedy starsza była na basenie. Cudny czas!
Klub konstruktora też lubiłam, sporo popołudni w nim spędziliśmy.