Właściwie nie wiem czy to już ferie, czy weekend przed się wlicza? Tak umownie to chyba tak. W każdym razie pierwsze wyjście w trakcie „ferii po mojemu” mamy już za sobą i, skoro o tym piszę, okazało się bardzo udane.
Jestem chyba mistrzem ostatniej chwili, bo oczywiście nie miałam czasu wszystkiego zaplanować wcześniej, nawet tydzień wcześniej, dlatego przeglądając przedwczoraj tematy zajęć w Muzeum Norodowym, pomyślałam, że fajnie byłoby pójść na zajęcia o linii dla dzieci 6-12 lat. Dokładnie temat brzmiał:
Wijące się linie – Zabawa plastyczno-ruchowa.
Udało się dodzwonić i nawet zapisać, co prawda dwa miejsca były już tylko na wcześniejszą godzinę 10.30 ale były.
Jak zwykle ledwo zdążyliśmy na czas, czasami musimy biec do tramwaju albo od tramwaju, ale się udało.
Już sama atmosfera muzeum, piękne wnętrza, obcowanie ze sztuką, dają poczucie radości i spokoju, i to zarówno dorosłym, jak i dzieciom.
Okazało się, że trafiliśmy na cykl warsztatów autorskich, a pani, która je prowadzi, robi to od początku roku szkolnego co miesiąc. Trochę szkoda, że dopiero teraz na to trafiłam, ale z drugiej strony dobrze, że w ogóle. Większość dzieci na warsztatach kontynuuje. Ale to w niczym nie przeszkadza, nie ma większego znaczenia, że jest się po raz pierwszy.
Dzieci były cały czas zajęte i zainteresowane, oglądały linie w obrazach, miały pokazać linie gestem, ruchem, narysować coś linią bez odrywania ręki.
Mnóstwo było radości, zwłaszcza przy zabawach ruchowych, po których było jeszcze rysowanie. Wszystko wyważone i dokładnie tyle ile dzieciom potrzeba.
Po zajęciach, zapisaliśmy się od razu na następne, które są w czasie ferii, na razie do tej samej pani. W niektóre dni nie było już miejsc. Są oczywiście zajęcia z innymi prowadzącymi i zawsze warto zadzwonić i zapytać, bo ktoś może zrezygnować. Zapisy są już na tydzień przed.
Wstęp kosztował 5 zł, ale w czasie ferii są i takie zajęcia, które kosztują 3 zł lub 1zł od dziecka. Opiekun nie płaci. A, gdy byliśmy już w muzeum, okazało się, że dzieci później jeszcze same chciały pozwiedzać niektóre wystawy.
Jeśli dziecko potrafi zostać samo z grupą i panią prowadzącą, to mama lub tata mogą ten czas spędzić w kawiarence muzealnej. Ja wolałam posłuchać z dziećmi, bo to naprawdę było ciekawe. Jedna z babć, które też przyszły z dziećmi, widząc takie twórcze zajęcia, stwierdziła, że szkoda, że nie jest młodsza, bo sama chętnie pobawiłaby się w taki sposób.
Zajęcia w Muzeum Narodowym dla dzieci są genialne! Kiedyś moje dziewczyny miały tam nawet urodziny, jedne z lepszych w ich dziecięcym doświadczeniu.
Czyli to dłuższa tradycja te zajęcia muzealne, zastanawiłam się właśnie od kiedy oni to robią